niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 28


» Nathan «
― Ja… jestem Ania… ― odezwała się niepewnie brunetka.
― Tak, wiem to… ― Jess wyraźnie zachowywała się chamsko. ― Nathan dużo mi o Tobie mówił… Ale to nie zmienia faktu, że to przez Ciebie wylądował tutaj! Po raz drugi! To Twoja wina! ― blondynka podniosła głos.
CO?! Dlaczego ona takie głupoty wygaduje?! Jak może coś takiego mówić Ani?! To w żadnym stopniu nie jest jej wina! To wyłącznie moja głupota mnie tu sprowadziła! Chciałem podnieść się, przerwać Jess te oszczerstwa… Ale nie mogłem nawet otworzyć oczu… Nie mogłem nic zrobić!
― Dlaczego to mówisz…? ― odezwała się po chwili ciszy Ania.
Te słowa zabolały ją… Doskonale to słyszałem… Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie byłem w stanie temu zaprzeczyć… Nie byłem w stanie podejść do Ani, przytulić ja i powiedzieć, że to wszystko to jedno, wielkie kłamstwo! Nie rozumiem Jess… Przecież ucieszyła się, gdy powiedziałem jej, że w końcu zakochałem się… A teraz po prostu oczernia Anię…
― Gdyby nie Ty, Nathana nie byłoby w szpitalu! ― Jess nie odpuszczała. ― Teraz widzę, że ma same problemy odkąd Cię poznał… Chcę dla Nathana jak najlepiej… Chcę jego szczęścia… Dlatego najlepiej będzie dla wszystkich, a szczególnie dla mojego brata, jak odejdziesz i już nie wrócisz do jego życia!
Nie wierzę! Nie wierzę, że słyszę to z ust mojej ukochanej siostry! Jak mogła potraktować tak Anię?! Przecież wie ile ta dziewczyna dla mnie znaczy! Nie mogę na to pozwolić! Muszę to zakończyć!

» Ania «
Nie wiedziałam, co mam zrobić…! Nigdy nie spodziewałam się, że może mnie spotkać coś takiego… Nathan opowiadał mi o swojej siostrze. Ale za każdym razem określał ją, jako ciepłą, trochę dziecinną, ale cudowną osobę… Byłam pewna, że znajdziemy wspólny język… Więc, co się z nią stało?! Czy to naprawdę przeze mnie się tak zmieniła?! Czy to presja tej chwili?! Sama nie wiem, jakbym się zachowała w takiej sytuacji…
― Nie zrozumiałaś, co do Ciebie powiedziałam?! ― warknęła Jess. ― Nie chcę Cię tu więcej widzieć!
Te słowa podziałały na mnie momentalnie. Spojrzałam po raz ostatni na śpiącego Nathana, a po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza… Odwróciłam się, ocierając ją i szybkim krokiem przeszłam przez salę w stronę wyjścia…
― Yjdshjha… ― usłyszałam mamrotanie, gdy chwytałam klamkę od drzwi.
Spojrzałam w tamtym kierunku… Jessica podbiegła do łóżka Nathana i chwyciła jego dłoń.
― Nath, obudziłeś się… ― przytuliła Jego dłoń do swojego policzka. ― Jak się czujesz…
― Aaaaania… ― wymamrotał chłopak, tym razem znacznie wyraźniej.
Moje serce drgnęło… czułam, jak narasta we mnie ciepło, rozprzestrzeniające się po całym ciele… Ale moją radość przerwał fakt, iż blondynka spojrzała się wrogo w moją stronę…
― Jess… Gdzie jest Ania…? ― odezwał się znowu Nath z lekko osłabionym głosem.
― Ona… ― zaczęła dziewczyna.
― Jestem przy Tobie! ― podbiegłam z drugiej strony jego łóżka.
Nie miałam zamiaru zwracać uwagi na Jess… Nie zostawię Natha! Nigdy tego nie zrobię! A szczególnie ze względu na jej słowa… Chłopak poruszył dłonią w poszukiwaniu mojej ręki, którą po chwili delikatnie ściskał.
― Bałem się, że znowu Cię nie będzie, gdy się obudzę… Że nie zobaczę Cię… ― otworzył w końcu oczy i przekręcił głowę w moją stronę.
― Jestem tutaj… I nie opuszczę Cię! ― powiedziałam stanowczo.
Jessica poderwała się na nogi i wściekła wyszła z sali… Nathan nie zauważył tego, ponieważ znowu zasnął. W pewnym sensie ucieszyłam się z tego. Nie chciałam, by dowiedział się, że między mną, a Jessicą nie jest taj, jakby tego chciał. Zacząłby obwiniać się za to, a przecież to nie jest jego wina… Zostałam z nim do samego wieczora. W międzyczasie dołączyli do mnie pozostali, wraz z Jess. Nathan przez cały ten czas spał… Zaniepokoiło mnie to trochę… Ale lekarz uspokoił nas, że tak powinno być. Niestety, gdy zrobiło się późno, pielęgniarka wyprosiła wszystkich, oczywiście prócz Jessici… Mogła ona zostać ze względu na więzi rodzinne… Byłam tym totalnie wkurzona, ale starałam się nie okazywać tego i nie dawać jej jeszcze większej satysfakcji, którą i tak miała, rzucając mi mordercze spojrzenie, gdy wychodziłam…
Nathan został w szpitalu przez tydzień, choć już następnego dnia, gdy się obudził marudził, że nic mu nie jest i nie ma potrzeby by tam zostawał na dłużej. Nic to mu nie dało, bo obiecałam lekarzowi, że dopilnuję, by został na obserwacji i tak też zrobiłam. Na szczęście tym razem nic mu do głowy nie strzeliło i zgodził się zostać pod warunkiem, że będę Go codziennie odwiedzała. I tak miałam zamiar to robić, ale postanowiłam trochę się z nim podroczyć i już pierwszego dnia trochę się spóźniłam… I to był mój błąd… Postanowiłam więcej tego nie robić, bo gdy weszłam do sali, Nathan kłócił się z pielęgniarką, że chce jak najszybciej opuścić szpital… Kolejne dni mijały już bez większych problemów. Chłopak wydawał się szczęśliwy… Cały czas się uśmiechał, przytulając mnie do siebie i całując, na co reszta docinała nam… Nie przejmowałam się tym, bo to u nich normalne. Zastanawiało mnie tylko zachowanie Toma… Od kilku dni był bardzo cichy… Zawsze jako pierwszy wyrywał się z tego typu uwagami, a teraz milczał… W przed dzień wyjścia Nathana ze szpitala postanowiłam porozmawiać z Tomem… Ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Chłopak miał ewidentnie jakiś problem i potrzebował pomocy…
― Tom, co się stało? ― usiadłam przy nim w salonie.
Reszta była w tym czasie u Nathana i miała mu wszystko wyjaśnić. Brunet spojrzał na mnie smutno, a następnie odwrócił wzrok.
― To… Nic… ― odpowiedział w końcu cicho.
― Tom… Spójrz na mnie… ― dotknęłam jego ramienia, a on przeniósł wzrok na mnie. ― Widzę, że coś jest nie tak… To nie jesteś prawdziwy Ty… Nie musisz udawać… Możesz mi powiedzieć o wszystkim… Pomogę Ci, jeśli będę tylko umiała… ― powiedziałam spokojnie.
Tom zaczął wpatrywać się uparcie w panele podłogi i rozmyślać nad czymś… Wzory na tych panelach były zapewne bardzo interesujące w tym momencie, dlatego czekałam cierpliwie, aż chłopak sam się otworzy i będę mu mogła pomóc.
― Chodzi o Kelsey… ― odezwał się po chwili ciszy. ― Nie jest już między nami, jak wcześniej… Ciągle się z nią kłócę tylko… Nie chcę tego… Nie chcę żeby tak wyglądał nasz związek…
― Tom wiem, że to trudne, ale musisz z nią o tym porozmawiać i wszystko wyjaśnić…  Nie możesz tak się zachowywać, bo to i tak nic nie da. Wyciągnij pierwszy rękę… ― uśmiechnęłam się lekko do chłopaka. ― Pokaż, że Ci zależy, a na pewno wszystko się między Wami ułoży…
― Mam taką nadzieję… ― odwzajemnił uśmiech, a ja przytuliłam Go. ― Dziękuję Ci za wszystko…
― Nie musisz mi za nic dziękować… ― powiedziałam żegnając się z nim.
Od razu udałam się do szpitala. O wszystkim opowiedziałam jedynie Nathowi i poprosiłam, by porozmawiał jeszcze z Tomem i postarał mu się pomóc. Naprawdę się o niego martwiłam… Następnego dnia wszyscy w komplecie stawili się, by odebrać Nathana, co bardzo Go ucieszyło… Przyjechaliśmy dwoma samochodami, co nie okazało się dla mnie korzyścią, bo wraz z ze mną i Tomem jechała jeszcze Jess… Ale dzięki obecności chłopaka nie była taka niemiła, więc dzielnie to znosiłam… Gdy Nathan dostał wypis, zajechaliśmy jeszcze po coś do jedzenia i wróciliśmy do domu chłopaków. Max i Tom pomogli Nathowi zanieść rzeczy do jego pokoju, a dziewczyny wraz z Jayem i Sivą zajęli się jedzeniem… I jak się  ostatecznie okazało, zostałam przy samochodzie jedynie z Jessicą… Nie podobało mi się to, dlatego zaczęłam kierować się w stronę domu.
― Nie zmienię swojego zdania! ― odezwała się blondynka, gdy byłam przy furtce.
Spojrzałam na nią zaskoczona…
― Nie chcę żeby mój brat cierpiał… ― zaczęła. ― A w końcu i tak znowu będzie… Przez Ciebie…
Nie wytrzymałam…
― O co Ci chodzi?! ― podniosłam głos.
― O to żebyś zostawiła Go w spokoju! ― stanęła naprzeciwko mnie.
Mierzyłyśmy się wzrokiem przez jakiś czas, ale Jess odwróciła się i weszła do domu z promiennym uśmiechem… Chwilę stałam jeszcze oszołomiona w miejscu, nie mogąc dojść do siebie. Po chwili jednak wróciłam do środka… Nie zwracając uwagi na pozostałych, udałam się do pokoju Nathana, by sprawdzić, czy czegoś nie potrzebuje. Zapukałam delikatnie, a gdy usłyszałam „Proszę” nacisnęłam klamkę wchodząc do pokoju… Nathan stał przy oknie, spoglądając w moją stronę… Był zły… Ale dlaczego…? Nie musiałam długo czekać na odpowiedź…
― Dlaczego mi nie powiedziałaś, jak zachowuje się Jessica?! ―powiedział z wyrzutem, a ja zorientowałam się, ze okno w pokoju chłopaka wychodzi na podjazd przed domem. ― Tak, widziałem wszystko… Słyszałem także Waszą rozmowę w szpitalu…

________________________
Nom, żem tak tego... Jest i rozdział... ;P
Się nie wypowiem, bo po co...
Mam nadzieję, że choć trochę się spodoba :)
Rozdział dla Marthy . :) :*** jesteś Niesamowita!!! Piszesz Genialne opowiadanie, które przy okazji znajdziecie TUTAJ!!! Twoje komentarze sprawiają mi ogromną radość ;) I wbrew Twoim dziwnym przypuszczeniom uwielbiam je czytać :* Mam nadzieję, że ten rozdział można nazwać "odszkodowaniem" dla Ciebie? A sielanka będzie, ale niedługo :D
PS. Olu myślałam, że się domyślisz czegoś...
Dziękuję Wam Kochane Wy moje za wsze wsparcie :****
Kocham Was :****
PS2. WIDZIAŁAM LOVE. W AKCJI na turnieju!!!!!!! ;D


czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 27


W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło… Te dwa słowa, cudowne słowa… które wypłynęły z ust Nathana, sprawiły że zapomniałam o tych ostatnich dniach wypełnionych bólem i męką… ON mnie Kocha! Tylko to miałam w głowie. Poczułam, jak dłonie chłopaka powoli przesuwają się na moje plecy i zmierzają w stronę talii… Kąciki jego warg uniosły się ku górze… Wyraźnie to czułam… Przylgnęłam do Natha jeszcze ściślej, a on napiął swoje ramiona, jakby nie chciał mnie już nigdy z nich wypuścić. Tak bardzo za nim tęskniłam, ale oczywiście wcześniej nie dopuszczałam do siebie tej myśli… W końcu oderwaliśmy się od siebie, choć było mi stanowczo mało i dostrzegłam w oczach chłopaka iskierki… Po chwili jednak znikły, a zastąpił je strach… Nathan zmarszczył brwi i uparcie wpatrywał się we mnie.
― Obiecaj mi, że nigdy więcej tak mnie nie wystraszysz! ― powiedział z powagą, ale ja nie za bardzo wiedziałam, o co mu chodzi. ― Wiesz, jak się o Ciebie martwiłem! Myślałem, że chciałaś sobie coś zrobić… ― spojrzał w bok ze smutkiem. ― Przeze mnie… Myślałem, ze oszaleję…
Chwyciłam jego podbródek i przekręciłam jego twarz w moją stronę. Chłopak, bez sprzeciwów już, spojrzał mi w oczy…
― Nathan, ale o co Ci chodzi? ― zapytałam dalej nie wiedząc, co miał na myśli.
― O co mi chodzi?! ― odpowiedział pytaniem, lekko zdenerwowany. ― Gdy przyszedłem do Twojego pokoju leżałaś na łóżku z pustą fiolką po tabletkach! ― był coraz bardziej zły. ― Twoje oczy się zamykały… Nie wiedziałem ile tego wzięłaś… Tak strasznie się bałem, że mogę Cię stracić…
Dopiero teraz dotarło do mnie, co zrobiłam… Poczułam się okropnie z tym… Jak mogłam postawić Go w takiej sytuacji?! Nie wiedziałam, co mam mu teraz odpowiedzieć… Chłopak przytulił mnie mocno i schował twarz w moich mokrych włosach, a ja zaczęłam gładzić jego szyję…
― Przepraszam… ― wyszeptałam tylko.
― Po prostu obiecaj mi, że już nigdy nie będę się tak bał o Ciebie… Że Cię nie stracę… ―powiedział cicho.
― Obiecuję! ― odpowiedziałam stanowczo.
Nathan mocniej mnie przytulił, ale po chwili jego uścisk rozluźnił się… I poczułam ciężar jego ciała, opadającego bezwładnie na posadzkę… Nie wiedziałam, co się dzieje. Próbowałam podtrzymać Go, by nie upadł, ale efektem tego było to, że osunęłam się na podłogę razem z nim… Spojrzałam na jego twarz… Moje ciało przeszył strach, a z oczu zaczęły spływać łzy… Nath był nieprzytomny, a jego serce waliło, jak oszalałe…
― Max! ― wydarłam się rozpaczliwie.
Starałam się obudzić Nathana, ale nie reagował… Z każdą sekundą mój największy koszmar stawał się rzeczywistością…
― MAX!!! ― ponownie zaczęłam krzyczeć, bo serce mojego ukochanego, które do tej pory mocno dudniło, czułam coraz słabiej…
― C… ― Chłopak wpadł do łazienki i urwał widząc nas na podłodze.
― Nie wiem, co mu się stało… ― zaczęłam lamentować, nie tracąc nadziei, że w końcu obudzę Nathana. ― Pomóż mu, proszę Cię… ― nie mogłam powstrzymać łez. ― Nie chcę Go stracić…
Max bez zastanowienia podniósł Nathana… Widziałam, że sprawia mu to ból, ale starał się tego nie okazywać… Chłopak powiedział, ze zabiera Natha do szpitala i wybiegł. Nie protestowałam, choć bardzo chciałam z nimi pojechać i być przy nim… Ale nie mogli na mnie czekać… Każda sekunda była na wagę złota… Tu chodziło przecież o Nathana… Mojego Nathana… Podniosłam się i wbiegłam do sypialni zrzucając z siebie ręcznik i zakładając dres, który był najbliżej…
― Zaraz będzie taksówka… Choć… ― zakomunikowała mi Monika, gdy znalazłam się w salonie, i pociągnęła mnie w stronę drzwi.
Na ulicy czekała już taksówka, do której szybko wsiadłyśmy… Dzięki Bogu kierowca po moich prośbach, złamał chyba wszystkie możliwe zakazy, by jak najszybciej dojechać do szpitala. Na miejscu rzuciłam kierowcy pieniądze, znacznie więcej niż musiała, ale to nie było teraz ani odrobinę ważne, i wbiegłam do szpitala. Od razu dostrzegłam Maxa stojącego przy dawnej sali Natha… Gdy byłyśmy już blisko niego, chłopak przytulił mocno mnie i Monikę. Wiedziałam, że boi się o przyjaciela i nie chce Go stracić, tak samo jak my… Nie zdążyłam się nawet odezwać, bo na korytarz wyszedł lekarz, kierując się w naszą stronę…
― Państwo z rodziny Pana Nathana Sykes’a? ― zapytał doktor, a my pokiwaliśmy jedynie głowami, w oczekiwaniu na jakiekolwiek wieści. ― Pan Sykes zachował się bardzo nieodpowiedzialnie wypisując się wczoraj ze szpitala na żądanie. Miał poważny wypadek, w którym miał dużo szczęścia, bo nie doznał żadnych obrażeń zewnętrznych, po za licznymi stłuczeniami… Niestety to koniec pozytywów, bo w wypadku tym doznał poważnego wstrząśnienia mózgu i nie powinien tego w żaden sposób lekceważyć… A ta utrata przytomności jest tego przykładem… Obecnie stan pac jęta jest dobry, ale nie oznacza to, że coś takiego może się nie powtórzyć. To poważna sprawa… Zalecałbym, aby Pan Sykes został u nas nieco dłużej niż ostatnio i nie urządzał sobie już więcej żadnych wycieczek tego typu… Bo mogą się one skończyć znacznie gorzej…
― Dopilnujemy, by nigdzie się już nie wybierał i słuchał Pana doktora. ― oznajmiłam. ― A czy możemy Go zobaczyć? ― spytałam z nadzieją.
― Tak, oczywiście. Pacjent  na razie jest pod wpływem leków i śpi… ― poinformował nas lekarz i udał się do następnej sali.
― Idź do niego… ― zwrócił się do mnie Max z ulgą w głosie. ― My zadzwonimy do reszty.
Uśmiechnęłam się lekko do pary i weszłam do sali. Mój wzrok automatycznie padł na łóżko, na którym leżał, podłączony do kroplówki Nathan. Usiadłam na brzegu łóżka, przy jego boku i chwyciłam jego dłoń jedną ręką, natomiast drugą gładziłam jego policzek…
― Jak się obudzisz będziesz musiał obiecać mi, że Ty też nie wykręcisz mi więcej takiego numeru… ― powiedziałam cicho do śpiącego chłopaka. ― Bo jak nie… ― zagroziłam jeszcze.
Choć wiedziałam, że nic mu już nie grozi, mój strach ani trochę nie zmalał. Wiedziałam, że nie uspokoję się dopóki nie spojrzę w jego oczy i sama się o tym nie przekonam.
― Nie mogę Cię stracić… Rozumiesz! Tak bardzo Cię Kocham… ― wyszeptałam i pocałowałam delikatnie usta Nathana.
― Khmmm… ― usłyszałam krząknięcie za plecami i odwróciłam się.
Ujrzałam stojącą w drzwiach sali blondynkę… To była Jessica! Dziewczyna spojrzała dziwnie na mnie, a ja stanęłam na równe nogi, gdy zaczęła iść w moją stronę…
― My najwyraźniej nie miałyśmy okazji się poznać… jestem Jessica, siostra Nathan… ― zwróciła się do mnie kąśliwie dziewczyna, nie próbując nawet ukryć swojej niechęci do mnie…

_____________________________
Się spięłam i napisałam :)
Mam nadzieję, że się spodobał :P
Coś Wam powiem... CZY WY WALNĘŁYŚCIE SIĘ W GŁOWĘ????!!!!! Mam 10 000 wejść!!!!!!!!!!!!!! o_O !!!!!!!!!!!!!!! Zawał na miejscu... Dobrze że po ręką była Ola :* I m reanimację zrobiła swoim... brak mi słowa aby oddać genialność jej rozdziału... Ale uwierzcie, jest BOSKI!!!!!! A znajdziecie Go tutaj :D Kocham Cię Promyczku Ty mój :*****
Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie ;***
Jesteście najlepsze i to się nigdy nie zmieni :D
Kocham WAS :****


wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 26


» Nathan «
Nie! Nie! Nie!
Dlaczego ona to zrobiła?! To wszystko moja wina! Powinienem jej to wcześniej powiedzieć, a nie zachowywać się, jak tchórz! Dlaczego muszę wszystko pieprzyc?! A, co jeśli coś się jej stanie?! Nie wybaczę sobie tego nigdy… Nie będę w stanie spojrzeć sobie w twarz…
― Nathan dlaczego krzyczysz?! ― do pokoju przybiegła Monika, a zaraz za nią Max. ― Co się stało?! ― dziewczyna przeraziła się widząc moje łzy.
― Ja… Ania… Ona to wzięła… ― podałem blondynce puste pudełko po tabletkach.
Dziewczyna podeszła do Ani, dotykając jej ręki, a następnie spojrzała się na mnie.
― Nathan uspokój się… Nic jej nie będzie. Tu były tylko dwie tabletki. Dokładnie to pamiętam. ― wyjaśniła Monika, a mi spadł kamień z serca. ― Po za tym, ona by czegoś takiego nie zrobiła. Znam ją…
― Ale dlaczego w ogóle miała te tabletki? Po, co one jej?! ― dalej martwiłem się o Anię.
― To były tabletki jej taty. Lekarz przepisał mu je po śmierci cioci… ― dziewczyna wystraszona zakryła twarz dłońmi.
― Wiem o wszystkim… ― uspokoiłem ją.
― Wujek nie mógł się z tym pogodzić… Nie mógł spać po nocach… Wykańczał się tym… Dlatego Ania zabrała Go do lekarza. Przez to wszystko, ten wieczny stres, sama czasami nie mogła spać i musiała brać te tabletki, choć lekarz nic o tym nie wiedział… A teraz po prostu je zabrała ze sobą, bo zostało ich niewiele, a jej tacie nie są one już potrzebne… ― Monika spojrzała na Anię. ― Nathan, naprawdę nic jej nie będzie. I na pewno obudzi się dopiero jutro… Powinieneś wracać do szpitala! Miałeś poważny wypadek! ― blondynka przeniosła wzrok na mnie.
― Nigdzie się stąd nie ruszę dopóki Ania się nie obudzi! ― uciąłem dalszą dyskusję.
Max wiedział, że nie odpuszczę, dlatego zabrał Monikę, zostawiając mnie samego z Anią. Usiadłem przy jej łóżku i obserwowałem jej twarz. Wyglądała, jak śpiąca Królewna Śnieżka… Miała cudownie jasną cerę, z tym wyjątkiem, że zdobiły ja piegi, które dodawały jej jeszcze więcej uroku i naturalności… Jej twarz okalały ciemne, lśniące włosy, niesfornie opadające na jej zamknięte powieki… Muszę tylko czekać cierpliwie, aż moja Śnieżka obudzi się i będę mógł w końcu zakończyć ten koszmar… pomyślałem, odgarniając delikatnie zabłąkane kosmyki z jej twarzy. Teraz, gdy mogłem ją stracić, przez własną głupotę, moje uczucia jeszcze bardziej się umocniły. To dziwne, że właśnie w tej chwili przypomniał mi się każdy najmniejszy moment spędzony z Anią… Jej pierwsze spojrzenie tych przenikliwych, zielonych oczu, które powaliły mnie na kolana. Nie sądziłem, że jedno spojrzenie tej właśnie dziewczyny może całkowicie mnie zmienić… Od tego momentu przestały się dla mnie liczyć inne… Już nie byłem tym samym Nathanem Sykes’em, który zalicza kolejne laski… Coś się we mnie zmieniło… A jej późniejsze zachowanie jeszcze bardziej ciągnęło mnie do niej… Totalnie mnie olała… Nie mrugnęła nawet powieką spławiając mnie… A to, co przeżyła, w żadnym stopniu nie zniechęciło mnie… Wręcz przeciwnie. Pragnąłem otoczyć ja opieką… Sprawić by była najszczęśliwszą osobą na Ziemi! Nie wiem, jak to się stało, że ta jedna dziewczyna, wyjątkowa dziewczyna, przewróciła cały mój świat do góry nogami… Ale jedno wiem na pewno. Ten świat jest teraz o wiele lepszy… I może istnieć jedynie z nią…

» Ania «
Tak dobrze mi tam było… Nie pamiętam, co mi się śniło, ale było mi tam dobrze… To też zasługa tego, że przespałam w końcu całą noc. Przynajmniej choć na chwilę mogłam się oderwać od wszystkiego… Ale niestety musiałam się obudzić i powrócić do rzeczywistości… To było nieuniknione…  Otworzyłam niepewnie oczy i rozejrzałam się po ciemnym pokoju, przeżywając w pewnym momencie szok! U stóp łóżka, oparty o jego ramię, spał Nathan! Co on TU robi?! Przecież on powinien leżeć w szpitalu! Do mojej głowy znów powrócił mętlik… Ostrożnie, tak by nie obudzić chłopaka, wstała z łóżka i najciszej, jak tylko mogłam wyszłam z pokoju. Od razu skierowałam się do łazienki i rozebrana już stanęłam pod prysznicem. Gorący strumień uderzał o moje ciało, a moje myśli zaczęły krążyć wokół Nathana… Dlaczego tutaj przyszedł?! Dlaczego nie może dać mi spokoju? Dlaczego musi mnie wciąż nękać… Przed moimi oczami ukazała się roześmiana buzia nieznajomej blondynki… Nie wytrzymałam! Osunęłam się po kabinie i skuliłam pod deszczem prysznica, zanosząc się szlochem… Nigdy tak nie reagowałam… A teraz… Ten chłopak zmienił wszystko! Ale nie dane mi było długo nad tym rozmyślać, bo na ziemię ściągnęło mnie pukanie do drzwi i głos Moniki:
― Ania wszystko w porządku? Dlaczego płaczesz? Mogę do Ciebie wejść? Proszę porozmawiajmy…
Nie byłam pewna, czy tego właśnie chcę… Ale postanowiła, porozmawiać z siostrą.
― Chwila… ― odpowiedziałam łamiącym się głosem.
Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Spojrzałam jeszcze w lustro, przyglądając się swojej spuchniętej od płaczu twarzy i  otworzyłam drzwi blondynce… Monika od razu przytuliła mnie, a ja poczułam niesamowitą ulgę… Tego właśnie potrzebowałam… Przylgnęłam jeszcze bliżej siostry, chowając swoja twarz w jej włosach.
― Kochanie wszystko będzie dobrze! ― usłyszałam jej ciepły głos.
Chciałam spojrzeć jej w oczy i wszystko wyznać, wyswobodzić się od tego ciężaru, ale gdy podniosłam głowę mój wzrok dostrzegł zupełnie coś innego… W drzwiach do łazienki stał… Nath! A ja nie mogła odwrócić od niego wzroku…
― Ania… ― zaczęła Monika, ale zauważyła, że nie skupiam się na niej.
Blondynka podążyła wzrokiem za moim spojrzeniem, szepcząc:
― Musicie w końcu porozmawiać… Był przy Tobie całą noc…
― Proszę nie zostawiaj mnie… ― wypowiedziałam ledwie słyszalnym głosem, gdy Monika opuszczała pomieszczenie.
Nathan zamknął za sobą drzwi i zostałam z nim sam na sam… Chłopak zbliżył się do mnie, na co odsunęłam się do tyłu o dwa kroki… Zrezygnowany Nath ukrył twarz w dłoniach i jęknął… Po chwili gwałtownie odwrócił się w stronę drzwi i z całej siły uderzył w nie z pięści, aż podskoczyłam!
― Kretyn! ― syknął, jakby do siebie i jeszcze raz uderzył w drzwi. ― Pamiętasz, co Ci wczoraj powiedziałem? ― zapytał z nadzieją w głosie i odwrócił się w moją stronę.
On wczoraj ze mną rozmawiał?! Nic nie pamiętam…
Chłopak widząc moją minę, sam dopowiedział sobie na pytanie…
― Czy ty musi być takie trudne?! ― znowu odwrócił się w stronę drzwi, prostując zbolałą dłoń. ― Ta blondynka, z którą mnie widziałaś…
― Przestań! Nie chcę tego słuchać! ― przerwałam mu.
Nathan stanął  naprzeciwko mnie, patrząc mi w oczy.
― Chcę żebyś wiedziała… Musisz to wiedzieć! Tak Kocham ją… ― moje serce dłużej tego nie wytrzyma. ― Ale nie tak jak myślisz! To była Jessica, moja siostra! ― CO?! To niemożliwe! ― Gdy wtedy powiedziałaś przez sen, że mnie Kochasz… Byłem najszczęśliwszym facetem pod Słońcem! ― powiedziałam to przez sen???!!! ― Nic Ci o tym nie powiedziałem, bo chciałem wyznać Ci to jako pierwszy… Ale za każdym razem, gdy spoglądałem w Twoje cudowne oczy nie wiedziałem, jak mam to zrobić! Za każdym razem odbierało mi mowę! Dlaczego to jest takie trudne… ― Nathan ściszył głos i odwrócił wzrok. ― Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić… To było straszne… ― zamilkł na chwile.  ― Zadzwoniłem wtedy do Jess… Przyjechała żeby mi pomóc… Ale nie zdążyła… Bo wszystko spieprzyłem!
― C-Co?! ― zapytałam zszokowana.
Chłopak ponownie spojrzał mi w oczy…
― Nie wiem, co mi jest, gdy jesteś blisko mnie… Sprawiasz, ze czuję się, jak małe dziecko, które może zaoferować Ci jedynie swoją miłość… ― Nathan spuścił na chwilę głowę, by po chwili pewnie podnieść ją i utkwić swój wzrok we mnie. ― Wiem, że to może dla Ciebie nic nie znaczyć… Że to nie jest to czego pragniesz, ale… Ja tak cholernie Cię Kocham i nie umiem bez Ciebie żyć!
Oniemiałam! Nath wplótł swoje dłonie w moje mokre włosy, przyciągając mnie bliżej siebie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek, któremu bez namysłu się poddałam…

_____________________
Tak Was najmocniej przepraszam :((( Wiem jestem beznadziejna, że kazałam Wam tak długo czekać :(((( Wybaczcie mi... Nie zrobiłam tego specjalnie, po prostu nie miałam czasu ani inspiracji... Mama nadzieję, że mi to wybaczycie ;*
Dziękuję WAM za ponad 9 600 wejść!!!!!!! I 35 obserwatorów!!!!! Jesteście szalone!!!! Kocham Was za tak wielkie wsparcie po mimo że jestem tak okropna :*** Jesteście dla mnie wszystkim ;*****
Witam na moim blogu nowe osoby, a mianowicie: nightmare, Martini, Indica oraz Martha.:) (Martha ja mówię totalnie poważnie śmiertelnie:*)dziękuję za miłe słowa z Waszej strony, które bardzo wiele dla mnie znaczą :) I tak Martini bardzo lubię pisać :D choć nie zawsze przychodzi mi to z łatwością :P Ale przede wszystkim pisze to opowiadanie dla samej siebie, a to że podoba się ono innym bardzo mnie cieszy :) Możecie być pewne, że u mnie nigdy nie znajdziecie notki, że rozdział dodam za komentarze :P Nawet jeśli jedna osoba będzie to czytała to będę dodawała nowe rozdziały :D
A ten oto rozdział jest ze specjalną dedykacją dla mojej Kochanej Kasi ;* która męczyła mnie żeby w końcu było coś dobrego :D Masz :P
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Czekam na Wasze opinie i te dobre i te złe :D
Kocham Was :****

           

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 25


Czułam narastającą panikę i… strach… Tak, to chyba odpowiednie określenie… Nie wiem przed czym, ale wypełniał mnie od środka w całości. Towarzyszyło mu coś na kształt osamotnienia, którego nie jestem w stanie wyjaśnić. To uczucie poznałam do tej pory tylko raz w życiu… Gdy straciłam mamę…
Gwałtownie obudziłam się i wyprostowałam w fotelu, w którym siedziałam… Rozejrzałam się po białej Sali i mój wzrok zatrzymał się na śpiącym Nathanie… To był sen! Taki realny… Czy to możliwe?! Czy moja wyobraźnia jest, aż tak rozbudowana?! Nadal nie mogłam się po tym otrząsnąć… Już nie wiedziałam, co jest rzeczywistością, a co snem… A, co jeśli teraz też śnię…? Co jeśli te wszystkie wspaniałe Chile, które tu przeżyłam, Ci wszyscy niesamowici ludzie których poznałam, to także sen…? To wszystko było zbyt trudne dla mnie… Zbyt bolesne… Wstałam i pozbierałam swoje rzeczy, udając się w stronę drzwi. Gdy chwyciłam klamkę i uchyliłam je lekko, usłyszałam:
― Ania… ― odwróciłam się i ujrzałam te cudowne oczy, wpatrujące się we mnie. ― Przyszłaś…
Na dźwięk jego głosu lekko zadrżałam i spuściłam wzrok…
― Nie powinnam była tu przychodzić… ― odezwałam się po chwili. ― To był błąd… Ale musiałam upewnić się, ze nic Ci się nie stało… ― spojrzałam niepewnie w jego stronę. ― A teraz lepiej będzie dla wszystkich, jak odejdę…
Wyszłam z sali nie oglądając się już za siebie… Gdybym to zrobiła moje serce nie wytrzymałoby tego. A ni mogłam pokazać swojego cierpienia… Wiem, ze widział już je, ale nie chciałam kolejny raz upokarzać się przed nim… Z tą myślą wybiegłam ze szpitala, ale gdy byłam przy schodach z impetem wpadałam na kogoś… Podniosłam głowę i moim oczom ukazała się… owa blondynka! Moja wściekłość powróciła… Znowu miałam ochotę zetrzeć z jej twarzy ten głupawy uśmieszek… Dziewczyna chciała coś powiedzieć, odezwać się, ale posłałam jej wrogie spojrzenie, po którym odwróciła wzrok, a ja ruszyłam dalej, by nie zrobić czegoś głupiego… Nie mogłam przestać o tym wszystkim myśleć. A co gorsza, nie umiałam tego zrozumieć… Jej zachowania… Jego zachowania… Słów, którymi mnie obdarzał… Melodii, które dla mnie stworzył… Po, co to było…?! Po, co…?! To wszystko mnie przytłaczało… Ciężar mojej duszy czułam tak namacalnie, jak gdyby był on fizyczny…  Nie zastanawiałam się, gdzie idę… Nogi same mnie niosły… Jak się później okazało wróciłam do mieszkania, gdzie zastałam Monikę i Maxa, okazujących sobie czułości, w salonie. Wiem, że im przeszkodziłam, ale było już za późno na wycofanie się niezauważoną… Para była zdziwiona, ale i szczęśliwa moją obecnością, ale nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Pognałam do swojej sypialni i zatrzasnęłam drzwi. Znowu odcięłam się od wszystkich… Zamknęłam się w sobie, przez ostatnie wydarzenia…
Monika próbowała ze mną porozmawiać, przekonać mnie żebym ją wpuściła, ale ja nie chciałam tego… Nie miałam siły na rozmowy… Nie miałam siły znowu płakać… A gdybym z nią porozmawiała, opowiedziała, co we mnie siedzi i ukrywa się w głębi serca z pewnością moje oczy zamieniłyby się w obfity wodospad… Wiem, że będę musiała kiedyś z nią o tym porozmawiać, bo w żaden sposób tego, co się wydarzyło nie ukryję, ale pragnęłam by ta chwila nie nastąpiła… Teraz pragnęłam jedynie zasnąć i zostawić to wszystko, jak najdalej… By nie martwić się niczym, choć przez chwilę… Ta myśl skierowała mnie do szafki nocnej, z której wyjęłam proszki nasenne… Były niedużej wielkości, więc połknęłam je bez popijania wodą… Położyłam się na łóżku z fiolką po tabletkach w ręku, gdy usłyszałam podniesione głosy…
― Muszę ją zobaczyć! Muszę jej wszystko wyjaśnić! ― rozpoznałam głos Nathana.
Nathan?! Co on tu robi? Nie myślałam już trzeźwo… Morzył mnie sen…
― Nathan powinieneś być w szpitalu! ― zdenerwował się Max, a przez myśl przeszło mi dokładnie to samo.
Nastała wreszcie upragniona cisza, lecz po chwili przerwało ją walenie do drzwi i krzyki… Jęknęłam głośno, bo te trzaski wyrwały mnie ponownie z błogości, które przyszła specjalnie po mnie, a której chciałam się oddać… Moje powieki ponownie zaczęły opadać, gdy drzwi z hukiem otworzyły się i uderzyły o ścianę… Te wszystkie hałasy już mi nie przeszkadzały… Było mi już wszystko jedno… Ostatkiem sił otworzyłam oczy i ujrzałam przerażoną twarz Nathana… Chłopak mimo, że poruszanie sprawiało mu ból, w mgnieniu oka znalazł się przy mnie… Spojrzałam mu w oczy, z których wypłynęła łza, a moje serce jeszcze bardziej mnie zakuło…
― Coś Ty najlepszego zrobiła?! ― odezwał się z bólem w głosie.
Chwycił moją dłoń i podniósł z pościeli pojemniczek po proszkach, który wypadł mi z ręki.
― To Ciebie Kocham! ― prawie krzyknął, a moje oczy zamknęły się. ― Słyszysz?! To Ciebie Kocham! ― zdołałam jeszcze raz na niego spojrzeć i dostrzec łzy w jego pięknych oczach, a następnie odpłynęłam…

__________________________
Nom tak, żem no ten tego, żem jestem :D
Mam cichą nadzieje, że się spodoba ten rozdział :)
Starałam się, jak tylko mogłam...
Kochan Wy moje najdroższe!!!!! Dziękuję Wam za ponad 8 700 wejść!!!! Czy Wy oszalałyście?????!!! o_O Jeszcze raz Wam dziękuję za wszystko :***
Rozdział dla Oli :* która namieszała mi w głowie że przez dwa dni nie mogłam się ogarnąć :D hehe Ale i tak Cię Kocham mój Ty promyczku :**** I co sądzisz o rozdziale? hm???
A Wy moje Kochane, co sądzicie????
Czekam na Wasze opinie :D
Kocham Was :***



niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 24


Ten widok był, jak pocisk, który przeszywa moje zbolałe już serce… Choć zranił mnie do granic możliwości, to nadal Go Kochałam i nie mogłam patrzeć na jego śmierć… Zaczęłam biec w jego stronę, a z moich wyschniętych już oczu, wylał się potok łez. W ułamku sekundy znalazłam się przy Nathanie i opadłam na kolana przy jego boku, nie zważając na ból wywołany upadkiem… Jego twarz była we krwi, która zostawiała czerwone wzory na jego białej koszulce, o którą oparłam załzawioną twarz…
― Nathan! Nathan słyszysz mnie?! ― zaczęłam krzyczeć i lekko potrząsać nim. ― Obudź się! Nie możesz mi tego zrobić!
Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć do czasu, gdy do Nathana podbiegła owa, zapłakana teraz blondynka… Dziewczyna klęknęła przy jego głowie, opierając ją o swoje kolana i przytulając… Blondynka zaczęła lamentować, niezrozumiale wypowiadając słowa. Nie mogłam tego wytrzymać…
― Dzwoń po karetkę idiotko! ― wydarłam się na nią, ale nie zareagowała.
Zaczęłam nerwowo rozglądać się za swoją torebką, w której miałam komórkę. Dostrzegłam ją w miejscu, gdzie wcześniej się zatrzymałam… Musiałam ją tam upuścić… Szybko podniosłam się i pobiegłam po nią. Z trzęsącymi się dłońmi wybrałam numer na pogotowie i nakazałam im natychmiast wysłać karetkę! Nie bawiłam się w żadne wyjaśnienia, czy prośby… Z własnego doświadczenia wiem, że to w niczym nie pomaga, a wręcz wszystko spowalnia… Gdy się rozłączyłam, opadłam na krawężnik chodnika i ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam powstrzymać łez… Podniosłam głowę i mój wzrok spoczął na blondynce… Cały czas obejmowała Nathana i podobnie, jak ja zalewała się łzami… Ona Go Kocha… Przeszło mi przez myśl… Widać to, jak na dłoni. Jej łzy i zachowanie świadczą o tym… A on Kocha ją… Skuliłam się i oplotłam dłońmi podkurczone kolana, a w głowie miałam tylko jeden obraz… Wypadek Nathana! Poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu… Gwałtownie odwróciłam się i zobaczyłam Maxa z przerażoną miną… Zerknęłam w stronę ciała Nathana i zobaczyłam tak wszystkich… Dopiero teraz doszedł mnie dźwięk ich krzyków… Ponownie spojrzałam na Maxa, ze łzami w oczach i wpadłam mu w objęcia. Chłopak przytulił mnie mocno, a ja straciłam panowanie nad sobą… Zaczęłam zachowywać się, jak wariatka… Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Zaczęłam niekontrolowanie ryczeć i bić Maxa w pierś, krzycząc przy tym…
― Dlaczego?! Dlaczego on?! Dlaczego ten cholerny samochód nie wjechał we mnie…?! Dlaczego…
Max przycisnął mnie do siebie, żebym przestała się miotać, a ja zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego pierś… Nie mogłam się z tym wszystkim pogodzić… To nie mogło się tak skończyć! Nie mogło! Usłyszałam dźwięk karetki, która chwilę później podjechała w miejsce wypadku. Sanitariusze zabrali Nathana do karetki, a wszystkie głowy, no prawie wszystkie, zwróciły się w moją stronę…
― Idź do karetki… Pojedziesz z nim… ― odezwał się do mnie Max, a w jego głosie wyczułam ból.
― Ona powinna z nim jechać… ― zdołałam się cicho odezwać, wskazując na blondynkę, która wsiadała do karetki.
― W takim razie pojedziesz z nami samochodem… ― Max pociągnął mnie za ramie, ale wyrwałam je.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony…
― On mnie nie potrzebuje… ― spuściłam głowę, a nowe łzy spłynęły mi po policzkach. ― Jedźcie już…
― Co Ty wygadujesz?! ― chłopak spojrzał na mnie.
Max chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przeszkodził mu w tym przyjazd policji… Dwóch mężczyzn podeszło do nas i zaczęło wypytywać, co się wydarzyło… Max i reszta zostawili mnie z policjantami samą, bo oni i tak nic nie widzieli, a ja kategorycznie odmówiłam im pojechania do szpitala razem z nimi… Wraz ze mną została tylko Monika… Opowiedziałam funkcjonariuszom to, co zapamiętałam, a oni podziękowali mi za szybką reakcję… Dowiedziałam się jeszcze, że sprawcą wypadku była młoda dziewczyna, którą także zabrali do szpitala… Więcej nie wytrzymam! Więcej nie zniosę tego bólu! Wyrwałam się Monice, która mnie przytulała i zaczęłam biec przed siebie. Dziewczyna nie próbowała nawet za mną biec, bo wiedziała, że chcę być sama. Ale nie wiedziała wtedy, co mi przyjdzie do głowy… Nie przeszło jej przez myśl, że zatrzymam się w hotelu wpadając wcześniej do mieszkania po kilka rzeczy… Dobrze, że w rękach ciągle trzymałam torebkę z pieniędzmi…
W hotelu siedziałam trzy dni… Nie odbierałam od nikogo telefonów, a gdy przychodzili pod butik nie chciałam ich słuchać, a tym bardziej rozmawiać z nimi… Wiem, że to złe i że nie powinnam się od nich odcinać, ale… Każde zdanie wypowiedziane do mnie zaczynali od: „Nathan”! A ja sobie z tym nie radziłam… I dalej nie radzę… Nawet nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby tu przyjść… Wyrwałam się z zamyślenia, przechodząc przez korytarz szpitala… Zatrzymałam się w izbie przyjęć i podeszłam do jednej z pielęgniarek, stojącej za ogromnym biurkiem.
― Przepraszam, gdzie leży Nathan Sykes? ― zapytałam cicho.
Kobieta, a raczej dziewczyna, spojrzała na mnie zdziwiona i uniosła brew. Poczułam się strasznie niezręcznie… Dziewczyna ciągle wpatrywała się we mnie, a ja odwróciłam wzrok i zauważyłam, jak z sali na końcu korytarza wychodzą Max i Tom… Nie zważając na uwagi pielęgniarki, udałam się w tamtym kierunku i weszłam do sali, z której wyszli chłopcy. Niepewnie rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam śpiącego Nathana, który był podłączony do kroplówki i sprzętu monitorującego pracę jego serca… Moje własne serce drgnęło na widok stanu chłopaka, a z oczu zaczęły wypływać łzy… Znowu przeszło mi przez myśl: „Dlaczego to mnie nie spotkało?!”… Usiadłam w fotelu przy łóżku Nathana i zaczęłam wpatrywać się w jego twarz… Nawet nie wiem kiedy złapałam jego dłoń… Gdy tylko zorientowałam się, co zrobiłam, wypuściłam ją i zakryłam twarz dłońmi, odchylając się do tyłu…
Poczułam, jak ktoś mnie dotyka… Szybko wyprostowałam się i zobaczyła, że Nathan nie śpi już… Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu, aż w końcu Nathan odwrócił wzrok. Wpatrywał się teraz uporczywie w sufit, po chwili zamykając oczy…
― Przepraszam… ― wyszeptał.
Siedziałam dalej cicho wpatrując się ciągle w jego profil.
― Powinienem był Ci to wcześniej powiedzieć… Zasługujesz naprawdę… ― kontynuował. ― Ale nie wiedziałem, jak mam to zrobić… ― spojrzał w końcu na moją twarz. ― Ja ją Kocham… Mia jest dla mnie najważniejsza… ― odwróciłam wzrok, by więcej nie widział moich łez. ― Naprawdę, przepraszam Cię…
Znowu poczułam pustkę w sobie, a moje serce niewyobrażalnie przyśpieszyło…

____________________________
No postarałam się dla Ciebie Aniu :* Nie jest to ta sama pora :( Przepraszam za to :( Ale jest rozdział :)
Mam nadzieję, że się spodobał :D
Błagam o litość :D
hehe
Dziękuję, że jesteście dalej ze mną :****
Jesteście moją jedyną radością i za to też Wam niezmiernie dziękuję :D
Kocham WAS :*****