środa, 24 października 2012

Rozdział 38


Oszołomiona wpatrywałam się w twarz Toma, starając się zebrać myśli w jakąś logiczną całość. To nie miało sensu! To musi być jakiś głupi sen! On mnie nie Kocha! Wmawiałam to sobie, ale wiedziałam, że to niczego nie zmienia. Miałam zacząć wszystko od nowa… Miałam zostawić przeszłość za sobą i żyć dalej… Nie chciałam ranić Toma… To mój przyjaciel. Nigdy w inny sposób na niego nie patrzyłam… Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że może mieć do mnie takie uczucia…
― Ja… ― nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
― Wiem, że nadal czujesz coś do Nathana… Mimo tego, że tak Cię skrzywdził… ― odezwał się brunet. ― Chcę sprawić, żebyś o nim zapomniała. Żebyś poczuła coś do mnie… Musisz tylko otworzyć się… Nie mogę stać obok z poczuciem, że nie zaryzykowałem i nie powiedziałem, co czuję do Ciebie…
― Wszyscy jesteście egoistami! ― wydarłam się, zrywając na równe nogi, a moje oczy zaszły łzami. ― Myślicie tylko o sobie! Tylko Wasze uczucia się liczą! A, co ze mną?! To co ja czuję, nie jest ważne…?! Jak mam komukolwiek zaufać?! ― Tom przyglądał mi się uważnie, ze smutkiem w oczach. ― Jaką mam pewność, że nie skrzywdzisz mnie…?! ― kątem oka dostrzegłam, że drzwi do pokoju otworzyły się, ale nie zwracałam na to uwagi. ― Że nie jesteś taki, jak Piotr… jak Nathan… jak każdy facet! Że będziesz przy mnie, kiedy będę tego potrzebowała… Nie chcę znowu cierpieć! Moje serce więcej nie udźwignie! Nie zniosę kolejnego rozczarowania! A Twoje wyznanie, tylko wszystko skomplikowało…
Po moich policzkach płynęły obfite łzy… Wyrzuciłam z siebie wszystko, co dusiłam w sobie przez te dwa miesiące… Tom bez słowa podszedł do mnie i przytulił, ocierając mokrą skórę mojej twarzy, swoimi ciepłymi dłońmi. Odepchnęłam Go od siebie, a on wycofał się.
― Wiem, ze jestem największym egoistą na świecie, wyznając Ci w takiej chwili, że Cię Kocham… Ale nie potrafię dusić tego już w sobie! ― Tom niepewnie podszedł do mnie. ― Wiem też, że się boisz… I rozumiem to doskonale… Przysięgam Ci, że nigdy Cię nie zranię! Chcę być przy Tobie w każdym momencie naszego życia! Chcę dzielić z Tobą każdą nawet najmniejszą radość, dzięki której znowu będę mógł ujrzeć Twój piękny uśmiech… Wspierać Cię w smutku i ocierać każdą łzę, która wypłynie z Twoich cudownych oczu… Być po prostu przy Tobie… Chcę być tą osobą, na którą możesz zawsze liczyć! Chcę być tą osobą, która da Ci szczęście, na które zasługujesz! Nie poddam się! Nie zrezygnuję z Ciebie! Ale nie mogę też niczego zrobić bez Twojej zgody… Dlatego proszę Cię, byś mi zaufała…
Chłopak chwycił moją dłoń i przyłożył do swojego policzka, a następnie przechylił głowę, przesuwając moją dłoń na jego usta… Tom przymknął powieki i pocałował wnętrze mojej dłoni… Przez moje ciało przeszedł ciepły dreszcz… To było dziwne uczucie… Coś czego jeszcze nie doświadczyłam…
― Tom, jak mogłeś mi to zrobić?! ― usłyszałam głos Nathana.
Spojrzałam w kierunku, z którego on dobiegał i zorientowałam się, że całej tej sytuacji przyglądali się dosłownie wszyscy… z Nathanem na czele… Widziałam ból w oczach chłopaka… Nie był wściekły, czy nawet zły… W tym momencie cierpiał… A ja cierpiałam razem z nim… Nigdy nie chciałam skrzywdzić żadnej osoby… A to właśnie robiłam! Czułam się podle wiedząc, że to wszystko przez mnie… To było nie do zniesienia! Wyrwałam dłoń z uścisku Toma i wybiegłam z pokoju, przepychając się przez tłum stojący w drzwiach. Biegłam przed siebie dobre pół godziny. W głowie miałam smutne twarze Natha i Toma. Zraniłam obu… Nie rozumiem, jak mogą czuć cokolwiek do mnie… Jestem okropna! To ja jestem egoistką! Pomyślałam, zatrzymując się przy barierce nad brzegiem Tamizy. Po drugiej stronie brzegu znajdował się oświetlony Big Ben i siedziba parlamentu… Dlaczego właśnie tu przyszłam?! To było najgorsze miejsce, jakie mogłam wybrać… Rozejrzałam się i od razu pożałowałam swojej decyzji. Wzdłuż rzeki przechadzało się mnóstwo zakochanych par… A ja byłam zupełnie sama… Oparłam się o balustradę, kładąc głowę na ramionach. To jest bez sensu! Co ja tu jeszcze robię?! Podniosłam głowę i spojrzałam ostatni raz na przepiękny widok…
― Aniu… ― usłyszałam cichy głos.
Nie musiałam się odwracać. By wiedzieć, kto stoi za mną. Tom oparł się o barierkę, tuż obok mnie i przyglądał się mojej twarzy.
― Skąd wiedziałeś, że tu jestem? ― zapytałam niepewnie.
― Sam tego nie wiem… ― spojrzałam w jego ciemna oczy. ― Po prostu coś kazało mi przyjść tutaj… ― dotknął mojej dłoni.
W tej chwili zrozumiałam, że to właśnie Tom był przy mnie, gdy potrzebowałam Nathana najbardziej na świecie. To on wspierał mnie, podczas gdy Nath nie chciał zamienić ze mną słowa… I to właśnie on był tutaj ze mną. Cały ten czas ukrywał swoją miłość do mnie, tylko po to, bym była szczęśliwa z innym… Z jego przyjacielem… Poświecił się dla mnie… I mimo tego, jak Go potraktowałam dziś, pobiegł za mną… Pobiegł mnie szukać…
― Przepraszam… ― wyszeptałam. ― Za wszystko…
― Nie… ― zaczął Tom, ale mu przerwałam.
― Dziękuję, że jesteś… ― wtuliłam się w niego, a on objął mnie mocno, zanurzając swoja twarz w moje włosy.

__________________________
Jestem :D
Takie krótkie... coś  ;P
Mam wyrzuty sumienia, że tak długo musicie czekać na rozdziały ;(((( Ale niestety nic na to nie mogę poradzić... Dlaczego doba nie ma 48h??!! Albo chociaż 36?? Wszystko było by prostsze ;)
Mam nadzieję, że rozdział w minimalnym stopniu się spodoba ;)
Dedyk dla Paoli ;* której obiecałam, że dziś będzie rozdział :) Miał być dużo wcześniej, ale... wiecie jak to jest ;P Ale słowa dotrzymałam i jest :D
A teraz bardzo ważna informacja...
Być może stracę przez to wiele osób, ale mam już tego dość... Choć wiem, jak ważne są komentarze, jak motywują nas do pisania, jak podtrzymują na duchu... Nie będę komentowała blogów, na których istnieje ultimatum "X komentarzy=Nowy rozdział"! Dziewczyny, co z Wami???!!! Piszecie tylko dla komentarzy???!!! Pisanie powinno wychodzić z serca! I przede wszystkim powinnyśmy robić to dla siebie i własnej satysfakcji! Bo o to właśnie chodzi! W ogóle nie rozumiem tego ultimatum... Odpowiedzcie sobie na pytanie, czy Wy chciałybyście czekać na rozdział, który być może wcale się nie pojawi tylko dlatego, że nie ma odpowiedniej ilości komentarzy??!! Postawcie się na miejscu tych osób, które tak bardzo czekają na Wasze kolejne rozdziały, bo są one świetne! Dla mnie pisanie to coś, co jest we mnie... Piszę bo uwielbiam to... A to, że komuś to się podoba, to dla mnie zaszczyt! Wstawiała bym rozdziały nawet dla jednej osoby. 
Wiem, że stracę przez to sporo osób... Ale wiem też, że są ze mną osoby, które popierają mnie. Wrócę do komentowania tych blogów, jeśli to ultimatum zniknie. Ale zniknie naprawdę, a nie będzie ono niepisane.
Dziękuję, że do tej pory byłyście ze mną i mnie wspierałyście ;) Za co Wam bardzo dziękuję ;*
Kocham Was ;****

 

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 37


― Chcę być sama… ― wyszeptałam tak, aby wszyscy usłyszeli.
Nathan chciał do mnie podejść, ale Siva powstrzymał Go, wyprowadzając z sali. Pozostali niepewnie zaczęli opuszczać pomieszczenie, zapewne bojąc się o mnie…
― Tato… ― mężczyzna zatrzymał się przy drzwiach.
Byliśmy już tylko we dwoje. Tata podszedł do mojego łóżka, chwytając moją dłoń w swoje ciepłe ręce.
― Chcę wrócić do domu… ― powiedziałam cicho.
― Zaraz dowiem się kiedy mogą Cię wypisać i osobiście zawiozę Cię wtedy do mieszkania. ― zakomunikował mi, wstając.
― Nie tato! Nie rozumiesz… Chcę wrócić do domu! Do Polski… ― spojrzałam na jego zatroskaną twarz.
― Dobrze córciu… ― odezwał się po chwili ciszy. ― Skoro tego chcesz… ― tata opuścił salę, a ja odliczałam już godziny do momentu, kiedy opuszczę to miejsce.
Z Londynu wyjechaliśmy trzy dni później… Tata nieźle musiał się napracować, by mnie tak szybko wypisali. Na szczęście guz, który mi usunęli okazał się czymś na kształt krwiaka i był Łagody, co ułatwiło tacie sprawę. Leczenie mogłam dokończyć w Polsce, co w tym momencie bardzo mi odpowiadało i nic już nie stało mi na przeszkodzie, by wyjechać stąd… O moim wyjeździe wiedziały tylko dziewczyny… Nie chciałam kolejny raz sprawiać zawodu Maxowi, dlatego zadzwoniłam do niego, gdy wsiadałam do samolotu. Chłopak zrozumiał mnie i nie próbował w żaden sposób zmienić mojej decyzji. Obiecał też wyjaśnić wszystko pozostałym, na co ja już nie miałam odwagi…  Bolało mnie, że musiałam ich opuszczać… Moich jedynych przyjaciół… W końcu to dzięki nim poczułam się, jak w rodzinie, którą kiedyś straciłam… I którą właśnie odzyskałam… Uśmiechnęłam się wchodząc do domu i przypominając sobie, każdą chwilę spędzoną z chłopakami i rodzicami… Miałam nadzieję, że teraz wszystko się ułoży i choć w małym stopniu będę żyła normalnie… Ale moja nadzieja nie przetrwała długo… Opuszczała mnie, z każdą kolejną nocą pełną bolesnych wspomnień i tęsknoty… Z każdym kolejnym dniem samotności i fizycznego bólu związanego z leczeniem… Moje życie sprowadzało się do nieprzespanych nocy, podczas których tęskniłam za przyjaciółmi i wyblakłych dni, które odbierały mi wszystko… Każdy z nich zaczynał i kończył się tak samo. Najpierw zastrzyk w miejsce usuniętego jajnika, a następnie przesiadywanie w ogrodzie do wieczora. Nawet nie wiem, co było gorsze… ten fizyczny ból podczas zastrzyku, czy ten psychiczny, który nie opuszczał mnie i odebrał mi nadzieję… Codziennie… Nieprzerwanie… Nieustannie moje myśli za dnia krążyły wokół JEGO! Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd… Czym zasłużyłam sobie na takie cierpienie… Nie mogłam zrozumieć, co teraz do niego czuję… Czy dalej Go Kocham? Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Wiedziałam jedynie, że mnie zranił… Że stałam się słabsza, a zarazem silniejsza… Że to, co przeszłam po operacji w pewnym sensie wzmocniło mnie…
― Aniu… Minęły już dwa miesiące… ― odezwał się tata, gdy wychodziliśmy z kliniki w ostatni dzień mojego leczenia. ― Wiem, że za nimi tęsknisz… Dlatego kupiłem dom w Londynie… Czekałem tylko z tym, aż przestaniesz przyjmować leki… ― spojrzał niepewnie na mnie. ― Możemy teraz w każdej chwili się tam przenieść…
― Chcesz to zrobić dla mnie?! ― raptownie zatrzymałam się.
― Teraz Twój dom jest tam… Wśród Twoich przyjaciół… A ja chcę być przy Tobie… ― przytuliłam tatę najmocniej, jak umiałam.
― Dziękuję… ― szepnęłam.
Pierwszy raz od tych dwóch miesięcy samotności, zrodziły się we mnie pozytywne emocje. Czułam radość na myśl, że znowu zobaczę osoby, które są dla mnie najważniejsze.  Czułam, że odradzam się! Przez kolejny tydzień, podczas którego tata załatwiał sprawy ze swoją firmą, a ja pakowałam nas, tryskałam energią! To było coś nowego! Stałam się zupełnie kimś innym. Przynajmniej tak mi się wydawało… Ale tak naprawdę wróciłam do dawnej siebie! Byłam pewna siebie, nie zwracałam uwagi na to, co mówią inni… Byłam tą dziewczyną z lotniska, sprzed pięciu miesięcy, która miała zacząć nowe życie! I tak właśnie teraz było… Zaczynałam nowy rozdział mojego życia, co przywróciło mi wiarę… Wiarę, dzięki której stałam teraz przed nowym domem, czekając na przyjazd Oli, Moniki i Maxa! To było Niesamowite, móc ich przytulić, czy chociażby zobaczyć! To jak kolejna i jedyna szansa by znów być szczęśliwą…
― Nie mogę uwierzyć, że w końcu wróciłaś! Tęskniłem! ― Max objął mnie ramieniem, gdy siedzieliśmy w salonie.
― Ja też się cieszę, że jestem tu z Wami… ― uśmiechnęłam się. ― Ale gdzie są pozostali…? ― zadałam nurtujące mnie pytanie.
― Napisałam do Sivy, że mamy dla nich niespodziankę i żeby przyjechali pod ten adres… Niedługo powinni być, bo pojechali na przymiarkę trzy godziny temu… ― odezwała się Ola.
Gdy blondynka skończyła mówić, rozległ się dzwonek domofonu… Spojrzałam porozumiewawczo na pozostałych i poszłam podnieść słuchawkę. Okazało się, że to pizza, którą wcześniej zamówiliśmy. Ruszyłam przed dom i otworzyłam furtkę, spoglądając na wysokiego dostawce… Blondyn uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko… Nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłam ten gest… Oczywiście w żadnym wypadku nie chciałam się wiązać! To był impuls… Chłopak wyciągnął z tylnej kieszeni, swoich niskich spodni, długopis i dopisał coś na rachunku, który po chwili mi wręczył… Spojrzałam na papier i ujrzałam schludny napis: „555-555-555 George xD”. Podniosłam wzrok na George’a i posłałam mu uśmiech, na co chłopak przybliżył się, kładąc swoją dłoń na moim biodrze… To trwało dosłownie sekundę… Nie zdążyłam nawet zareagować! Zrobił to za mnie Nathan, który podbiegł do blondyna i odepchnął ode mnie, uderzając w twarz…
― Trzymaj się od niej z daleka! ― wydarł się na George’a.
Nath wyglądał dokładnie tak samo, jak Go sobie zapamiętałam… Ale jego widok nie wywołał u mnie żadnych emocji… Myślałam, że gdy Go zobaczę poczuję coś… Cokolwiek… Myliłam się…
― Co Ty wyprawiasz?! ― krzyknęłam w stronę Nathana.
― Nie jesteś taka! To wszystko przeze mnie! ― złapał mnie za ramiona, a ja patrzyłam na niego ogłupiała. ― Wiem, że Cię skrzywdziłem… Wiem, że nie zasługuję na Ciebie… Ale będę walczył o nas! O Ciebie! Kocham Cię!
― To niczego nie zmienia… ― spojrzałam mi w oczy, a następnie wyrwałam się z jego uścisku i  pobiegłam do mojego pokoju.
Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi… Nie płakałam… Moje łzy już dawno wyschły… Skończyły się… Poczułam czyjąś dłoń na moim kolanie i spojrzałam na osobę klęczącą przede mną…
― Nath ma rację… Nie jesteś taka… ― odezwał się Tom. ― Rozumiem Cię… Zawiodłaś się na facetach… Ale nie mogę dłużej być w cieniu… Nie mogę patrzeć, jak jesteś z innymi… Do tej pory znosiłem to, bo byłaś z moim przyjacielem… Wiedziałem, że jesteś szczęśliwa… I to mi wystarczało… Nie chciałem wszystkiego niszczyć, bo wiem, że Go Kochasz… Ale teraz… Więcej tego nie wytrzymam! Chcę żebyś wiedziała… Kocham Cię! Kocham całą moją duszą, która z utęsknieniem chce być, jak najbliżej Ciebie! Te dwa miesiące… To był koszmar! Trzymałem się tylko po to, by chłopaki się nie zorientowali… Ale tak naprawdę, w środku umierałem… Każdy dzień, kiedy nie mogłem Cię zobaczyć, poczuć Twojego zapachu, marząc o Twoim dotyku, rozrywał moje serce na miliony kawałeczków, które dopiero dziś, gdy Cię ponownie ujrzałem powróciły na swoje miejsce, a moje serce na nowo zaczęło bić… ― Tom położył swoją dłoń na moim policzku, wplatając delikatnie palce w moje włosy. ― Aniu… Kocham Cię!

_________________________
No jest nareszcie rozdział ufff...
Mam nadzieję, że choć troszkę się spodoba ;P
Najmocniej przepraszam ale nie miałam jak w tygodniu pisać, a w weekend mnie nie było ;D A to za sprawą tego iż byłam u Oli!!!!! Bardziej znanej jako Nemezis ;) Aaaaaaaaa!!!!!!! Spotkałam się z nią!!! Jest najwspanialszą osobą pod słońcem!!! I właśnie dla niej jest ten oto rozdział, na który czekała z jednego istotnego powodu hehe ;D Kocham Cię Olu ;*****
Dziękuję Wszystkim za to, że jesteście ze mną :) i mnie wspieracie, co jest dla mnie bardzo ważne ;****
Kocham Was ;****

czwartek, 4 października 2012

Rozdział 36


Rano obudziłam się z poczuciem, że ten sen był koszmarny… Ale zaraz… Była jeszcze noc… Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się obecnie znajdowałam, robiąc głęboki wdech… Poczułam przerażający ból w klatce piersiowej, który odbierał mi nawet najmniejszą cząsteczkę powietrza z moich płuc. Zaczęłam poważnie panikować, nie mogąc złapać żadnego oddechu, a cała aparatura umieszczona w sali oszalała. Moje oczy zaczęły zachodzić łzami, gdy do pokoju wbiegła zaalarmowana pielęgniarka, która widząc, że jestem przytomna, zawołała lekarza.
― Proszę oddychać spokojnie… Niech Pani zacznie od krótkich, płytkich oddechów… ― zwrócił się do mnie doktor Forbs spokojnym głosem.
Wykonałam jego polecenie, powoli uspokajając  się i kontrolując swój oddech. Nadal bałam się wziąć pełny wdech… Bałam się, że znowu poczuję się, jakby ktoś mnie dusił, a ja nie mogłam nic z tym zrobić… Po kilku minutach doszłam do siebie. Ale ten ból w klatce piersiowej przytłaczał moje ciało, próbując pozbawić mnie powietrza…
― Proszę się nie denerwować… ― mężczyzna zaczął mi świecić malutką latareczką po oczach.
― Boli… ― wychrypiałam łapiąc się za pierś.
― To normalne w tym przypadku. ― wyjaśnił lekarz. ― Musieliśmy Panią defibrylować… ― spojrzałam z przerażeniem na lekarza. ― Wszystko jest już pod kontrolą… A ból zniknie w ciągu kilku najbliższych dni. Proszę teraz spróbować zasnąć…
Kiwnęłam głową, a służba medyczna opuściła moją salę. Czyli to była prawda… Miałam operację… Operację, podczas której omal nie zmarłam! Te myśli niedawany mi spokoju… Byłam przekonana, że dzisiejszej nocy nie zmrużę nawet oczu… Że nie zdołam zasnąć wiedząc, że zaledwie kilkanaście godzin wcześniej mogłam opuścić ten świat i zostawić samych na nim moich bliskich… Ostatnio zbyt często się mylę, w zbyt wielu sprawach… I tym razem także się myliłam… Nie wiem, czy mój umysł był już zmęczony, czy to efekt środków znieczulających… Ale po niespełna godzinie zasnęłam.
Rano… Tym razem na pewno rano, obudziłam się skołowana. Przez moją głowę przechodziło tysiące pytań, które w nocy nie dawały mi spokoju. Jak mam teraz żyć…? Co mam teraz zrobić…? Co z Nathanem…? I wiele innych, pośrednio sprowadzających się do tych trzech pytań. Krążyły one w moich myślach, a ja nie znałam na żadne z nich odpowiedzi… Moje kiełkujące dopiero rozmyślenia przerwał w zarodku dźwięk otwieranych drzwi, za którymi ujrzałam Olę. Dziewczyna na moment zatrzymała się zszokowana moim widokiem. Po chwili podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję…
― Auuuć! ― syknęłam, a blondynka odsunęła się ode mnie.
― Przepraszam… ― przytuliła mnie jeszcze raz delikatnie. ― Ale tak bardzo się cieszę, że obudziłaś się… Bałam… Baliśmy się o Ciebie!
Oderwałyśmy się od siebie w momencie, gdy do sali wszedł ktoś jeszcze… Tata widząc mnie przytomną, odstawił kubek z kawą na stolik i ruszył w moją stronę. Usiadł na brzegu łóżka i wziął mnie w ramiona…
― Wiedziałem, że dasz sobie radę… ― szepnął.
Siedzieliśmy tak w ciszy, podczas której Ola zadzwoniła do Moniki i Toma, a następnie wróciła do nas. Nim się obejrzałam do pokoju wpadli moi przyjaciele i podobnie, jak wcześniej Ola, rzucili się na mnie…
― Masz mi nigdy więcej tego nie robić! ― ściskała mnie Monika.
Zabawne… Te same słowa powiedziałam do Natha… Przed oczami przeleciała mi scena bardzo podobna do tej… Miała tylko jeden mały szczegół, który ją różnił od tej chwili… To ja wtedy siedziałam na brzegu szpitalnego łóżka, pilnując każdego ruchu Nathana… Potrząsnęłam głowa i odpędziłam od siebie bolesne wspomnienia, wracając do rzeczywistości… Do osób, którym na mnie zależy… Do osób, które zaczęły mi zadawać masę pytań o to, jak się czuję i czy na pewno wszystko jest dobrze… Byli wspaniali… Czułam, że jestem komuś potrzebna. To uczucie przerwał jednak strach… Niespodziewanie do sali weszli… Max, Jay i Siva?! Co oni tu robili?! Spojrzałam z wyrzutem na moich przyjaciół, którzy obiecali milczenie…
― Nic im nie powiedzieliśmy! ― odezwali się chórem.
Spojrzałam pytająco na trójkę, która właśnie przybyła…
― Pytanie raczej brzmi, dlaczego TY nam tego nie powiedziałaś?! ― Max był zdenerwowany. ― Jak mogłaś coś takiego ukryć przede mną?! ― bolało Go to, ale mnie bardziej.
― Max, ja… ― zaczęłam. ― Nie chciałam, żebyś się znowu o mnie martwił… Wystarczająco dużo już dla mnie zrobiłeś… Ciężko mi było wiedząc, co oni musieli przeżywać… ― wskazałam głową Monikę, Toma i Olę. ― Nie zniosłabym myśli, że Ty także cierpisz z mojego powodu… ― chłopak podszedł bliżej mnie. ― Kocham Cię, jak brata… ― szepnęłam, a Max przytulił mnie.
― Ja też Cię Kocham, jak siostrę… ― odpowiedział.
Nastała cisza, która krepowała mnie… Wszyscy patrzyli na mnie i Maxa, co bardzo mnie peszyło…
― Ale, jak się dowiedzieliście? ― zapytała Ola, gdy Max się ode mnie odsunął.
― Już wcześniej coś nam nie grało… ― odezwał się Jay. ― A dziś, kiedy Monika i Tom tak szybko wybiegli, pojechaliśmy za nimi… Lekarz nam wszystko powiedział… ― chłopak spojrzał blado na mnie.
― Ale jak… ― spytał Max.
― Tak po prostu musiało być… ― przerwałam mu, spuszczając głowę.
Nikt już nie zadawał pytań.
― Mam do Was prośbę… ― szepnęłam, przerywając ciszę.
― Co tylko zechcesz! ― Max chwycił mój podbródek, podnosząc moją głowę.
― Musicie mi obiecać, że Nathan się nie dowie! ― spojrzałam chłopakowi w oczy.
― Ania… ― zaczął zakłopotany.
― Czego mam się nie dowiedzieć?! ― usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos i zobaczyłam Nathana, zbliżającego się do mojego łóżka.
Serce zaczęło mi mocniej walić na jego widok, a monitor po prawej stronie doskonale to odzwierciedlał.
― Bo ja do niego zadzwoniłem, gdy tu dojechaliśmy… ― dokończył Max.
― Czego nie chcesz mi powiedzieć?! ― Nathan ciągle mi się przyglądał. ― Dlaczego tutaj jesteś? Czy z dzieckiem wszystko w porządku?
― Nie musisz się niczym przejmować… ― głos mi się łamał. ― Z dzieckiem… Z dzieckiem wszystko dobrze… ― odwróciłam głowę.
― Nie wierzę… ― szepnął. ― Nigdy nie umiałaś kłamać…
Próbowałam być twarda, ale…
― Ania, powiedz mu! ― Ola nie wytrzymała już. ― Powinien znać prawdę!
― Nie! ― głos odmawiał mi posłuszeństwa, ale wmawiałam sobie, ze to było najlepsze rozwiązanie.
― Powinnaś z nim porozmawiać… ― włączył się w to Tom.
― Powiedz, albo ja to zrobię! Nie możesz tego wiecznie ukrywać! ― Monika stanęła po stronie Oli.
Zrezygnowałam… Nie miałam szans. I tak dowie się… Jeśli nie ode mnie, to od nich…
― Nie jestem i nigdy nie byłam w ciąży! ― spojrzałam na Nathana. ― Właśnie usunęli mi prawy jajnik…
Chłopak nie okazywał żadnych emocji. Stał tak i wpatrywał się we mnie sparaliżowany… W pewnym momencie odwrócił się i chciał wyjść… Osłupiałam…
― Nathan! Do cholery jasnej zostań! ― wydarłam się.
Brunet zatrzymał się i odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok… Był pełen bólu…
― Nie powinienem w ogóle przychodzić… ― odezwał się, a ja byłam bliska płaczu. ― Nie zasługuje na taka osobę, którą jesteś… Nie jestem godny uczucia, którym mnie darzysz… ― czułam jego cierpienie.
― Co Ty znowu pieprzysz?! ― Max poderwał się na równe nogi.
― Ja ją zdradziłem! ― krzyknął.
Wszyscy zamilkli… Nie docierały do mnie te słowa… Nie dopuszczałam ich do siebie…
― Zdradziłem Cię… ― szepnął. Wtedy, jak usłyszałem, że jesteś w ciąży, a raczej tak myślałaś, przestałem myśleć racjonalnie… Byłem wściekły! Poszedłem do baru… ― zamilkł. ― Dopiero potem dotarło do mnie, że to miało być JEGO dziecko! Ale było już za późno… A teraz, gdy wiem, co przeszłaś utwierdziłem się w przekonaniu, że nie zasługuję na Ciebie… To, że Kocham Cię całym sobą, nie ma już znaczenia… Bo wiem, że nie wybaczysz mi tego… ― urwał.
― Ty gnoju! ―  Tom podbiegł do niego, wymierzając mu lewy sierpowy, po którym Nath upadł na podłogę.
Max musiał siłą rozdzielić ich zanim do sali przyjdzie pielęgniarka lub co gorsza lekarz. Chłopak odciągnął Toma w kierunku Jaya i Sivy, a sam podszedł do Natha i podła mu dłoń. Max pomógł mu wstać… Lecz, gdy tylko chłopak stanął na własne nogi, Max ponownie uderzył Go z całej siły, zostawiając Go na środku sali… Przyglądałam się temu, jakbym była zupełnie kimś innym… Jakby to nie dotyczyło mnie… Ku mojemu zdziwieniu, moje oczy wyschły, zamiast wydobyć z siebie wodospad łez… Bicie mojego serca nie zmieniło prędkości… Nie czułam NIC! Wszystkie moje uczucia, i te dobre i te złe, związane z Nathanem uleciały… To, co zrobił zniszczyło moją miłość do niego…

________________________
Oto rozdział ;D
Bez nienawiści proszę ;P
Dziś krótko i zwięźle ;)
Witam na moim blogu nową osobę: Furioussy ;) Cieszę się niezmiernie, że moje opowiadane spodobało Ci się i mam nadzieję, że jeszcze wrócisz tu :D
Moje Kochane, po raz setny, a nawet tysięczny dziękuję Wam!!! Ale nic na to nie poradzę, że co ja dodaje rozdział to Wy w tym czasie obdarowujecie mnie wspaniałymi komentarzami, ogromną ilością wejść (ponad 15 300 !) i niebotyczną ilością obserwujących (44 !!! o.O !!!) Jestem zaszczycona, że jesteście ciągle ze mną i mnie tak wspieracie ;)
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ WAM :******

Kocham Was ;****