wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 40


Weszłam do domu i od razu skierowałam się do mojego pokoju. Miałam ustalony plan, który runął jednak doszczętnie, gdy otworzyłam drzwi mojej sypialni… Dostrzegłam Nathana, który poderwał się z mojego łóżka i zaczął iść w moją stronę… „Co on tutaj robił?!” krzyczały moje myśli… To nie tak miał być!
― Ania… Tak się o Ciebie bałem… ― powiedział przejęty, by po chwili stanąć na środku pokoju, ze wściekłym wzrokiem. ― Co ON tu robi?! ― warknął.
Odwróciłam się i spojrzałam na Toma, który swobodnie opierał się o framugę, uśmiechając się przy tym zawadiacko.
― Tom… Mógłbyś zostawić nas samych…? ― zwróciłam się do niego.
Chłopak wpatrywał się przez chwilę w Natha, a następnie spojrzał na mnie ze strachem w oczach… Kiwnęłam nieznacznie głową, cały czas patrząc mu w oczy, a on opuścił pokój.
― Byłam z nim… ― odwróciłam się do bruneta. ― Całą noc… Znalazł mnie…
― A co z nami?! ― Nath podszedł do mnie. ― Kocham Cię! Chcę wszystko naprawić… ― jego oczy były pełne smutku.
― Nathan! ― przerwałam mu. ― Nas już nie ma… ― wyszeptałam. ― Miałeś dwa miesiące, by cokolwiek naprawić. Nie zrobiłeś tego… Nawet nie próbowałeś… Nie walczyłeś… Gdy tak bardzo potrzebowałam właśnie Ciebie, byś był po prostu ze mną, przytulił i powiedział, ze przejdziemy przez to… Razem… Był ze mną wtedy Tom! To on powtarzał mi „Dasz rade! Jesteś silna!”. To on oglądał mnie w chwilach, gdy sama nie potrafiłam spojrzeć na samą siebie… I dalej jest przy mnie… Mimo wszystko… Ale ja Ci to wszystko wybaczyłam…
― W takim razie… ― Nath ożywił się.
― Ale nie potrafię Ci już zaufać… ― dokończyłam. ― Nie w ten sposób…
Nathan patrzył na mnie z bólem wypisanym na twarzy. Wiedziałam, że cierpiał… Ale mnie to bolało o wiele bardziej… Chłopak w pewnym momencie przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, chwytając moją twarz w dłonie… Gwałtownie odsunęłam się od niego, podchodząc do drzwi i otwierając je…
― Lepiej będzie jeśli pójdziesz już… ― powiedziałam nie patrząc na niego.
Brunet bez słowa opuścił pomieszczenie, a ja rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. To było okropne! Nie chciałam by kiedykolwiek Nathan cierpiał… Ale nie byłam w stanie ponownie mu zaufać… Nie tak jak wcześniej… Moje uczucia do niego wygasły, ale nadal mi na nim zależało i tego nigdy nie zmienię… Pragnę jego szczęścia… Poczułam, jak ktoś siada koło mnie i obejmuje ramieniem… Podniosłam głowę i ujrzałam zatroskanego Toma.
― Chcesz o tym porozmawiać…? ― zapytał cicho.
Podniosłam się i wtuliłam w chłopaka, nic nie mówiąc. W tej chwili potrzebowałam ciszy, a Tom to zrozumiał. Siedzieliśmy tak po prostu razem, wsłuchując się w dźwięki otoczenia. Chłopak oderwał się ode mnie i spojrzał w moje oczy, jakby chciał coś z nich odczytać… Gdy wydawało mi się, że właśnie coś w nich dostrzegł, oparł się o ścianę, pociągając mnie za sobą. Chciałam wiedzieć, co kryje się w jego myślach, ale jego spojrzenie wydawało się być jedynie pełne czułości… Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć… Brunet uśmiechnął się ciepło do mnie i wiedziałam wtedy, że przy nim mogę czuć się bezpieczna. Zajęłam miejsce koło niego, obejmując jego ramię i kładąc na nim głowę. Chwyciłam rękę Toma i zaczęłam delikatnie badać palcami, powierzchnie jego dłoni i przedramienia… Poznawałam każdy skrawek skóry chłopaka, analizując, co się dzisiaj wydarzyło… Tom miał przymknięte oczy, wydawał się być nieobecny, tak jakby sam się nad czymś zastanawiał… Nie przeszkadzało mi to… Choć pragnęłam poznać jego myśli, nie przeszkadzała mi cisza między nami… Oboje musieliśmy chyba dojść do pewnych rzeczy i to był ten moment, ta chwila na to. Miałam nieodparte wrażenie, że staram się ukryć coś przed samą sobą i to bardzo skutecznie… Ale jakaś cząstka mnie nie dawała za wygraną i starała się za wszelką cenę nie dopuścić do tego… Zerknęłam ukradkiem na bruneta i raptownie podskoczyłam wystraszona. Telefon Toma zaczął dzwonić, a ja złapałam się za serce… Chłopak zaśmiał się, za co uderzyłam Go poduszką w bok.
― Auuł… ― udał, że zabolało i odebrał telefon. ― Co tam Max?
Tom pokiwał chwilę głową, a następnie położył telefon na moim udzie i włączył na głośnik…
― No hej Mała! Jak się trzymasz? ― usłyszałam wesoły głos George’a .
― W miarę dobrze, zwarzywszy na to, ze prawie zawału przez Ciebie dostałam! ― powiedziałam ironicznie, na co chłopak się zaśmiał.
― Ale jak słyszę nic Ci nie jest… I dlatego zrobisz cos dla mnie! ― zaczął. ― Wystroisz się, a my zabierzemy Cię do klubu…
― Ale… ― miałam milion myśli w głowie.
― Nie ma żadnego ale! ― przerwał mi. ― Tom dopilnuje, żebyś zrobiła to, o co Cię grzecznie proszę. I błagam Cię… nie stawiaj się… Chcemy po prostu uczcić to, że wróciłaś…
― No dobrze… ― powiedziałam zrezygnowana.
― Grzeczna dziewczynka… ― zaśmiał się, a następnie dodał już poważnie. ― Kocham Cię Mała…
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Max rozłączył się, a ja spojrzałam zimnym wzrokiem na Toma:
― Brałeś w tym udział! ― rzuciłam oskarżenie.
― Ja nic wcześniej o tym nie wiedziałem! ― chłopak podniósł ręce w geście obronnym.
Do czasu przyjazdu Maxa zajęłam się przygotowaniem siebie do wieczoru, nie zwracając uwagi na bruneta. W tym czasie Tom zaufał mi, że wywiąże się z obietnicy, zostawił mnie samą i pojechał do domu przebrać się.  Zanim wrócił zdążyłam wziąć długą kąpiel, ubrać się w ciemne spodnie i kremowa, zwiewną bluzeczkę z rękawem trzy czwarte i porozmawiać z tatą. To było trudne… Ale nie prawił mi kazań i nie krzyczał… Powiedział jedynie, ze jestem już dorosła i wiem, co robię. Dodał jeszcze, że ślicznie wyglądam, co jeszcze bardziej mnie oszołomiło… Zanim się obejrzałam kończyłam swoje przygotowania, czekając na powrót Toma. Gdy tylko przekroczył próg mojego pokoju, nie mogłam oderwać od niego wzroku… Jeszcze nie widziałam Go takiego… Albo po prostu nie dostrzegałam tego wcześniej… Po raz pierwszy spojrzałam na niego jak na mężczyznę, a nie przyjaciela. Miał na sobie ciemne prawie czarne spodnie i białą, lekko rozpiętą koszulę z nonszalancko podwiniętymi rękawami, która idealnie podkreślała mięśnie jego ciała… Jego ciemna karnacja i głębia tych brązowych oczu dodawała u jeszcze większego uroku… Sam jego widok sprawiał, że w pokoju robiło się duszno. Chłopak uśmiechnął się, gdy zauważył, że przyglądam mu się. Speszona spuściłam wzrok, ale wspomnienie jego widoku sprawiało, że moje nogi robiły się, jak z waty… Tom podszedł do mnie i chwycił moją dłoń jedną ręka, a drugą zmusił mnie bym na niego spojrzała.
― Wyglądasz pięknie… ― wyszeptał cały czas uśmiechnięty.
― Dziękuję… ― wymamrotałam. ― Ty… też… dobrze wyglądasz…
Chłopak zaśmiał się, a moje policzki spłonęły rumieńcem. Najgorsze było to, że cały czas trzymał mój podbródek  nie mogłam odwrócić głowy, by to ukryć… On jednak wydawał się być tym rozbawiony… Jego oczy iskrzyły się, a z ust nie schodził zawadiacki uśmiech… Brunet zaczął powoli zbliżać swoją twarz do mojej… Czułam, jak w piersi kołacze moje serce ze zdenerwowania i ekscytacji… Czułam coraz wyraźniej ciepło jego ciała, które, z każdą chwilą narastało… Nasze usta dzieliło już zaledwie kilka centymetrów… Gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a ja gwałtownie odskoczyłam od Toma…
― Jak tam… O sorki… Mój błąd… ― powiedział zawstydzony Jay, który uciekł z pokoju tak szybko, jak do niego wpadł.
― Powinniśmy zejść do nich… ― usłyszałam zrezygnowany głos Toma.
Wyglądał na zawiedzionego… Podeszłam do niego, pocałowałam w policzek i przytuliłam, szepcząc do ucha: „Nie przejmuj się nimi…”. Pociągnęłam Go za rękę i po chwili byliśmy już na dole. Brunet rzucił gniewne spojrzenie Loczkowi, a ja dostrzegłam smutny wzrok Nathana… Czyli Jay powiedział im, co zobaczył… Teraz to ja spojrzałam na blondyna zimnym wzrokiem i bezgłośnie wypowiedziałam jedno słowo w jego stronę: „Death”. Chłopak przełknął głośno ślinę i odsunął się do tyłu… Zaśmiałam się z tego pod nosem.
― To, co… Zbieramy się! ― zakomunikował Siva.
Zamówiliśmy taksówki i ruszyliśmy na podbój klubu. Gdy już byliśmy na miejscu zajęliśmy nasz stolik i zamówiliśmy coś do picia. Ja z racji tego, że miałam niedawno operację, nie mogłam pozwolić sobie na coś z procentami, ale reszta nie żałowała sobie tego. Tom postanowił, ze dotrzyma mi towarzystwa i też nie będzie pił… Byłam tym zaskoczona. Myślałam, że on uwielbiam imprezować… Tak, czy inaczej byłam mu wdzięczna za taki gest. Po mimo moich wcześniejszych obaw, wieczór okazał się świetny. Śmialiśmy się, gadaliśmy o głupotach, aż Jay poprosił mnie do tańca… Zerknęłam dyskretne na Toma, który uśmiechnął się nieznacznie, a ja zgodziłam się na taniec. Jak mogłam się wcześniej domyślić, Jay zaczął wygłupiać się na parkiecie, do czego przyłączyłam się, nie mogąc przestać się śmiać.
― Odbijany… ― usłyszałam, gdy skończyła  się piosenka.
Tom przyciągnął mnie do siebie i objął w tali…
― Ale ostrzegam… Jestem kiepskim tancerzem… ― powiedział tuż przy moim uchu.
Zaczęliśmy tańczyć i tak jak uprzedził mnie brunet… Był okropny w tym… Ale to, jak się starał było urocze… Gdy wracaliśmy do stolika, chłopak przeprosił mnie i udał się do toalety. W tym czasie, ku mojemu zaskoczeniu, podszedł do mnie Nath…
― Zatańczymy? ― zapytał niewinnie.
― Nie wiem, czy to jest dobry pomysł… ― spojrzałam na niego z wahaniem.
― Nie daj się prosić… ― nie czekając dłużej na moja odpowiedź, pociągnął mnie na parkiet.
Leciało właśnie „I Follow River”, które od pewnego czasu uwielbiałam. Czułam tą piosenkę cała sobą… Po prostu tańczyłam i nie zwracałam na nic uwagi… Nathan był doskonałym partnerem do tańca, wiedział co robi… W pewnym momencie mój wzrok zawiesił się na jednym punkcie… Dostrzegłam Toma przy barze, który wlewał w siebie kieliszki z alkoholem… Jeden po drugim… Jego wzrok był pusty… Zostawiłam zdezorientowanego Natha na parkiecie i zaczęłam przepychać się przez tłum w stronę Toma. Chłopak widząc, że usiłuję biec w jego stronę, wypił ostatni kieliszek i zaczął isć w stronę wyjścia. Dogoniłam Go dopiero na ulicy przed klubem…
― Tom! ― wydarłam się za nim. ― Co Ty wyprawiasz?!
Brunet zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
― Co ja robię?! Jestem zazdrosny! ― podniósł głos. ―Jestem cholernie zazdrosny o NIEGO!
Spojrzałam zszokowana na chłopaka, a następnie zdałam sobie sprawę, jak to mogło wyglądać…
― Tom… ― powiedziałam cicho. ― To tylko taniec…
― Ja nawet tego nie potrafię Ci dać! ― wściekły kopnął śmietnik, który wylądował kilka metrów dalej. ― Nie mogę zaoferować Ci NICZEGO! Jaki ja głupi jestem!
― TOM do cholery! ― wydarłam się ponownie, a chłopak spojrzał na mnie w końcu. ― Tak jesteś głupi! Bo nie dostrzegasz tego, ze możesz mi dać coś o wiele bardziej ważnego… Swoją miłość i całego siebie! A to jest warte o wiele więcej, niż sobie wyobrażasz… Nawet jeśli masz mnie deptać cały czas… To chcę tylko z Tobą tańczyć!
Stanowczo podeszłam do niego, położyłam swoje dłonie na jego karku i delikatnie musnęłam jego wargi, moimi ustami… Poczułam przyjemny dreszcz przechodzący przez moje ciało, który w połączeniu ze słodyczą ust Toma, skutecznie przyśpieszał bicie mojego serca… Chłopak na początki nie wiedział, co się dzieje, ale po chwili objął mnie mocno i odwzajemnił  pocałunek… Poddałam  mu się w 100%, a moje wargi zatonęły w morzu namiętnych pocałunków, które odbierały mi dech w piersi i sprawiały, ze kolana uginały się pode mną… Pierwszy raz, dzięki jednemu pocałunkowi poczułam się wyjątkowa… Jedyna…

_________________________________
Normalnie stryczek powinnam sobie kupić i się powiesić za to, że tak długo nic nie dodawałam ;((( WYBACZCIE!!!!! Jestem okropna :[ Nie mam na nic czasu... I przez najbliższe dwa tygodnie też niczego nie dodam... Mam za dużo obowiązków, które się skumulowały właśnie teraz :( Przepraszam...
Mam nadzieję, że tym rozdziałem Wam to wynagrodzę...
Nie wiem, co mam w ogóle napisać... Ponad 20 000 wejść! Jestem zaszczycona! Nie zasługuję na Was... Ale też bardzo dziękuję ;* To jest nie do opisania to co czuję wiedząc, że mogę na Was liczyć ;) Kocham Was ;****


niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 39


Poczułam się trochę niezręcznie, bo wiedziałam, że dla Toma może to znaczyć coś więcej… Powinnam przerwać to, ale nie mogłam… Wiem, że to złe, ale podobało mi się to… To nie właściwe! Zganiłam się w myślach.
―Zabiorę Cię stąd… ― powiedział brunet, wyrywając mnie z zamyślenia.
― Nie chcę tam wracać… ― spojrzałam na chłopaka. ― Wszyscy na pewno czekają na mnie… Nie chcę teraz z nimi rozmawiać…
Chociaż użyłam liczby mnogiej, Tom chyba zrozumiał, że chodziło mi o Nathana.
― Rozumiem… ― przytulił mnie, a następnie pociągnął za sobą. ― Chodź!
Ruszyliśmy wzdłuż rzeki i po chwili znaleźliśmy się na Westminster Bridge zmierzając na drugi brzeg Tamizy. Było już ciemno, a bliskość wody sprawiała, że powietrze stało się bardzo zimne… Mimowolnie moje ciało zadrżało, czego nie zdołałam ukryć. Tom raptownie zatrzymał się, chwytając mnie za przedramię i obracając w jego stronę.
― Zimno Ci? ― zapytał i nie czekając na moją odpowiedź, zdjął swoją białą bluzę i okrył nią moje ramiona.
― Tom… ― zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
― Mną się nie przejmuj.
― Niby jak?! Zamarzniesz! ― protestowałam.
Brunet spojrzał na mnie stanowczo, a ja wsunęłam posłusznie dłonie w rękawy bluzy.
― Widzisz, to nie było takie trudne. ― uśmiechnął się promiennie.
Ruszyłam z naburmuszoną miną przed siebie, zostawiając zdezorientowanego Toma, samego na moście. Chłopak podbiegł do mnie i ponownie zatrzymał mnie spoglądając mi w oczy.
― Aniu, nie złość się na mnie… ― szepnął. Jesteś dla mnie najważniejsza i nie chcę żeby cokolwiek Ci się stało. Nawet jeśli ma być to przeziębienie! ― dodał szybko widząc, ze otwieram usta, by coś powiedzieć. ― Zrozum to proszę… Wiem, ze zachowuję się teraz apodyktycznie… Ale taki już jestem, gdy na kimś mi zależy… ― spuścił wzrok.
― Ja to rozumiem Tom… ― odezwałam się już spokojna. ― Tylko, jak mam to zaakceptować, skoro musisz się poświęcać?! Nie przyszło Ci do głowy, że ja też się o Ciebie martwię… ― chłopak gwałtownie podniósł głowę i utkwił swój wzrok na mnie, a ja spojrzałam w bok.
Staliśmy tak chwilę w ciszy, którą przerwał prawie niesłyszalny dźwięk głosu Toma…
― Jesteś ważniejsza ode mnie… ― szepnął sam do siebie.
Najwyraźniej miałam tego nie usłyszeć, dlatego udałam, ze tak właśnie się stało.
― Nie gniewaj się na mnie… Proszę… ― brunet podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i uśmiechnął niepewnie.
― Zastanowię się jeszcze nad tym… ― powiedziałam to, chcąc się z nim podroczyć.
― Ach tak…? ― uniósł jedną brew i przerzucił mnie sobie przez ramię.
― Tom, wariacie postaw mnie! ― zaczęłam się śmiać, a chłopak nie zwracając na mnie uwagi zaczął iść wzdłuż mostu. ― Nie gniewam się już… ― spróbowałam.
Brunet zatrzymał się i postawił mnie na ziemi, przyglądając mi się uważnie. Chyba mi uwierzył, bo objął mnie ponownie ramieniem i udaliśmy się przed siebie. Nie wiedziałam, gdzie idziemy, ale zaufałam Tomowi i o nic nie pytałam. Przez całą drogę rozmawialiśmy i śmialiśmy się, jak dawniej. Jakby dzisiejsze popołudnie nie istniało… Czułam się przy nim dobrze… Zapominałam o wszystkim… Ale czy to było coś więcej? Nie umiałam jeszcze tego stwierdzić.
― Tom…? ― odezwałam się zaczynając rozpoznawać małe uliczki i budynki obok, których przechodziliśmy. ― Czy my idziemy do mojego starego mieszkania…?
― Nie oddałem jeszcze kluczy Ashley… ― zaczął nerwowo bawić się palcami. ― Pomyślałem, że to dobre miejsce…
Nic nie odpowiedziałam, bo byliśmy już przed mieszkaniem. Brunet otworzył je i weszliśmy do środka. Znalazłam tam moje wcześniejsze zapasy słodyczy, które posłużyły nam doskonale, przy oglądaniu filmu. Na początku nie byłam do tego pomysłu za bardzo przekonana, bo Tom wybrał jakiś thriller, za czym nie przepadam. Ale chciałam być twarda i nie dać po sobie znać, że choć trochę się boję. Z dumą mogę powiedzieć, że mi się udało… Choć to w dużej mierze zasługa Toma, który skutecznie odwracał moja uwagę od filmu rozmową, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Po skończonym seansie zostawiłam Go na chwilę samego, a ja udałam się do toalety. Gdy po pięciu minutach wróciłam do salonu widok, który tam zastałam, rozbroił mnie… Na kanapie, na której oglądaliśmy film, zasnął Tom. Wyglądał tak bezbronnie… Teraz, patrząc na niego, nie przyszłoby mi na myśl, że to pewny siebie, choć czasami zagubiony i arogancki, a przede wszystkim ciepły i opiekuńczy facet, którym jest za dnia. Zabrałam gruby koc z mojej dawnej sypialni i stanęłam przy kanapie, okrywając nim bruneta. Pochyliłam się lekko nad nim, by poprawić jeszcze poduszkę, gdy Tom objął mnie, a ja straciłam równowagę… Wylądowałam przy boku chłopaka, który przyciągnął mnie do siebie… Spojrzałam zaskoczona na jego twarz… Spał, uśmiechając się przez sen… Nie chciałam Go budzić, nie miałam na to serca… Położyłam wiec głowę na jego ramieniu, czując jego słodki zapach perfum i po chwili sama zasnęłam…
Rano obudził mnie czyjś dotyk… Otworzyłam niepewnie oczy i ujrzałam Toma, czule spoglądającego na mnie i gładzącego mój policzek… Chłopak widząc, że się obudziła zabrał szybko dłoń i uśmiechnął się.
― Przepraszam… Obudziłem Cię… ― zawstydził się.
― Nic się nie stało… ― podniosłam się do pozycji siedzącej.
― Przepraszam też, za to… ― wskazał na nas i kanapę.
Teraz to ja się zaczerwieniłam. Tom usiadł koło mnie i chwycił mój podbródek, zmuszając bym spojrzała mu w oczy.
― Znasz moje uczucia i wiesz czego najbardziej pragnę… ― zaczął. ― Proszę o jedna szansę… O jedną randkę… Jeśli nic do mnie nie poczujesz… Odpuszczę…
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Nie chciałam Go skrzywdzić… Zasługiwał też na szanse… Po chwili zastanowienia kiwnęłam głową, patrząc w jego oczy, w których rozbłysły iskierki nadziei.
― Dam Ci ją… Ale niczego też nie obiecuję… Chcę, żebyś o tym wiedział… ― nie chciałam Go oszukiwać.
― Tylko o to proszę… ― chwycił moją dłoń, przykładając ja do swoich ust, a kąciki moich warg uniosły się ku górze.
― Jest jeszcze coś… ― mój uśmiech znikł, a chłopak spojrzał na mnie. ― Muszę najpierw porozmawiać z Nathanem… Musimy w końcu wszystko sobie wyjaśnić…
Widziałam, że Tom nie był tym zachwycony, ale starał się panować nad emocjami.
― W takim razie chodźmy… ― wstał i podał mi dłoń, którą bez namysłu chwyciłam.

_______________________________
Jest i rozdział ;D
Niestety rozdziały będą tak nieregularnie dodawane ponieważ nie mam za bardzo czasu, nad czym ubolewam ;( ale będę się starała pisać kiedy będę tylko mogła ;)
Jak zwykle mam nadzieję, że rozdział się podobał ;P
Bo mi nawet nawet ;D hehe
Dziękuję, że nadal ze mną jesteście i mnie wspieracie ;***
To dla Was ten rozdział ;****
Kocham Was ;****


środa, 24 października 2012

Rozdział 38


Oszołomiona wpatrywałam się w twarz Toma, starając się zebrać myśli w jakąś logiczną całość. To nie miało sensu! To musi być jakiś głupi sen! On mnie nie Kocha! Wmawiałam to sobie, ale wiedziałam, że to niczego nie zmienia. Miałam zacząć wszystko od nowa… Miałam zostawić przeszłość za sobą i żyć dalej… Nie chciałam ranić Toma… To mój przyjaciel. Nigdy w inny sposób na niego nie patrzyłam… Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że może mieć do mnie takie uczucia…
― Ja… ― nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
― Wiem, że nadal czujesz coś do Nathana… Mimo tego, że tak Cię skrzywdził… ― odezwał się brunet. ― Chcę sprawić, żebyś o nim zapomniała. Żebyś poczuła coś do mnie… Musisz tylko otworzyć się… Nie mogę stać obok z poczuciem, że nie zaryzykowałem i nie powiedziałem, co czuję do Ciebie…
― Wszyscy jesteście egoistami! ― wydarłam się, zrywając na równe nogi, a moje oczy zaszły łzami. ― Myślicie tylko o sobie! Tylko Wasze uczucia się liczą! A, co ze mną?! To co ja czuję, nie jest ważne…?! Jak mam komukolwiek zaufać?! ― Tom przyglądał mi się uważnie, ze smutkiem w oczach. ― Jaką mam pewność, że nie skrzywdzisz mnie…?! ― kątem oka dostrzegłam, że drzwi do pokoju otworzyły się, ale nie zwracałam na to uwagi. ― Że nie jesteś taki, jak Piotr… jak Nathan… jak każdy facet! Że będziesz przy mnie, kiedy będę tego potrzebowała… Nie chcę znowu cierpieć! Moje serce więcej nie udźwignie! Nie zniosę kolejnego rozczarowania! A Twoje wyznanie, tylko wszystko skomplikowało…
Po moich policzkach płynęły obfite łzy… Wyrzuciłam z siebie wszystko, co dusiłam w sobie przez te dwa miesiące… Tom bez słowa podszedł do mnie i przytulił, ocierając mokrą skórę mojej twarzy, swoimi ciepłymi dłońmi. Odepchnęłam Go od siebie, a on wycofał się.
― Wiem, ze jestem największym egoistą na świecie, wyznając Ci w takiej chwili, że Cię Kocham… Ale nie potrafię dusić tego już w sobie! ― Tom niepewnie podszedł do mnie. ― Wiem też, że się boisz… I rozumiem to doskonale… Przysięgam Ci, że nigdy Cię nie zranię! Chcę być przy Tobie w każdym momencie naszego życia! Chcę dzielić z Tobą każdą nawet najmniejszą radość, dzięki której znowu będę mógł ujrzeć Twój piękny uśmiech… Wspierać Cię w smutku i ocierać każdą łzę, która wypłynie z Twoich cudownych oczu… Być po prostu przy Tobie… Chcę być tą osobą, na którą możesz zawsze liczyć! Chcę być tą osobą, która da Ci szczęście, na które zasługujesz! Nie poddam się! Nie zrezygnuję z Ciebie! Ale nie mogę też niczego zrobić bez Twojej zgody… Dlatego proszę Cię, byś mi zaufała…
Chłopak chwycił moją dłoń i przyłożył do swojego policzka, a następnie przechylił głowę, przesuwając moją dłoń na jego usta… Tom przymknął powieki i pocałował wnętrze mojej dłoni… Przez moje ciało przeszedł ciepły dreszcz… To było dziwne uczucie… Coś czego jeszcze nie doświadczyłam…
― Tom, jak mogłeś mi to zrobić?! ― usłyszałam głos Nathana.
Spojrzałam w kierunku, z którego on dobiegał i zorientowałam się, że całej tej sytuacji przyglądali się dosłownie wszyscy… z Nathanem na czele… Widziałam ból w oczach chłopaka… Nie był wściekły, czy nawet zły… W tym momencie cierpiał… A ja cierpiałam razem z nim… Nigdy nie chciałam skrzywdzić żadnej osoby… A to właśnie robiłam! Czułam się podle wiedząc, że to wszystko przez mnie… To było nie do zniesienia! Wyrwałam dłoń z uścisku Toma i wybiegłam z pokoju, przepychając się przez tłum stojący w drzwiach. Biegłam przed siebie dobre pół godziny. W głowie miałam smutne twarze Natha i Toma. Zraniłam obu… Nie rozumiem, jak mogą czuć cokolwiek do mnie… Jestem okropna! To ja jestem egoistką! Pomyślałam, zatrzymując się przy barierce nad brzegiem Tamizy. Po drugiej stronie brzegu znajdował się oświetlony Big Ben i siedziba parlamentu… Dlaczego właśnie tu przyszłam?! To było najgorsze miejsce, jakie mogłam wybrać… Rozejrzałam się i od razu pożałowałam swojej decyzji. Wzdłuż rzeki przechadzało się mnóstwo zakochanych par… A ja byłam zupełnie sama… Oparłam się o balustradę, kładąc głowę na ramionach. To jest bez sensu! Co ja tu jeszcze robię?! Podniosłam głowę i spojrzałam ostatni raz na przepiękny widok…
― Aniu… ― usłyszałam cichy głos.
Nie musiałam się odwracać. By wiedzieć, kto stoi za mną. Tom oparł się o barierkę, tuż obok mnie i przyglądał się mojej twarzy.
― Skąd wiedziałeś, że tu jestem? ― zapytałam niepewnie.
― Sam tego nie wiem… ― spojrzałam w jego ciemna oczy. ― Po prostu coś kazało mi przyjść tutaj… ― dotknął mojej dłoni.
W tej chwili zrozumiałam, że to właśnie Tom był przy mnie, gdy potrzebowałam Nathana najbardziej na świecie. To on wspierał mnie, podczas gdy Nath nie chciał zamienić ze mną słowa… I to właśnie on był tutaj ze mną. Cały ten czas ukrywał swoją miłość do mnie, tylko po to, bym była szczęśliwa z innym… Z jego przyjacielem… Poświecił się dla mnie… I mimo tego, jak Go potraktowałam dziś, pobiegł za mną… Pobiegł mnie szukać…
― Przepraszam… ― wyszeptałam. ― Za wszystko…
― Nie… ― zaczął Tom, ale mu przerwałam.
― Dziękuję, że jesteś… ― wtuliłam się w niego, a on objął mnie mocno, zanurzając swoja twarz w moje włosy.

__________________________
Jestem :D
Takie krótkie... coś  ;P
Mam wyrzuty sumienia, że tak długo musicie czekać na rozdziały ;(((( Ale niestety nic na to nie mogę poradzić... Dlaczego doba nie ma 48h??!! Albo chociaż 36?? Wszystko było by prostsze ;)
Mam nadzieję, że rozdział w minimalnym stopniu się spodoba ;)
Dedyk dla Paoli ;* której obiecałam, że dziś będzie rozdział :) Miał być dużo wcześniej, ale... wiecie jak to jest ;P Ale słowa dotrzymałam i jest :D
A teraz bardzo ważna informacja...
Być może stracę przez to wiele osób, ale mam już tego dość... Choć wiem, jak ważne są komentarze, jak motywują nas do pisania, jak podtrzymują na duchu... Nie będę komentowała blogów, na których istnieje ultimatum "X komentarzy=Nowy rozdział"! Dziewczyny, co z Wami???!!! Piszecie tylko dla komentarzy???!!! Pisanie powinno wychodzić z serca! I przede wszystkim powinnyśmy robić to dla siebie i własnej satysfakcji! Bo o to właśnie chodzi! W ogóle nie rozumiem tego ultimatum... Odpowiedzcie sobie na pytanie, czy Wy chciałybyście czekać na rozdział, który być może wcale się nie pojawi tylko dlatego, że nie ma odpowiedniej ilości komentarzy??!! Postawcie się na miejscu tych osób, które tak bardzo czekają na Wasze kolejne rozdziały, bo są one świetne! Dla mnie pisanie to coś, co jest we mnie... Piszę bo uwielbiam to... A to, że komuś to się podoba, to dla mnie zaszczyt! Wstawiała bym rozdziały nawet dla jednej osoby. 
Wiem, że stracę przez to sporo osób... Ale wiem też, że są ze mną osoby, które popierają mnie. Wrócę do komentowania tych blogów, jeśli to ultimatum zniknie. Ale zniknie naprawdę, a nie będzie ono niepisane.
Dziękuję, że do tej pory byłyście ze mną i mnie wspierałyście ;) Za co Wam bardzo dziękuję ;*
Kocham Was ;****

 

wtorek, 16 października 2012

Rozdział 37


― Chcę być sama… ― wyszeptałam tak, aby wszyscy usłyszeli.
Nathan chciał do mnie podejść, ale Siva powstrzymał Go, wyprowadzając z sali. Pozostali niepewnie zaczęli opuszczać pomieszczenie, zapewne bojąc się o mnie…
― Tato… ― mężczyzna zatrzymał się przy drzwiach.
Byliśmy już tylko we dwoje. Tata podszedł do mojego łóżka, chwytając moją dłoń w swoje ciepłe ręce.
― Chcę wrócić do domu… ― powiedziałam cicho.
― Zaraz dowiem się kiedy mogą Cię wypisać i osobiście zawiozę Cię wtedy do mieszkania. ― zakomunikował mi, wstając.
― Nie tato! Nie rozumiesz… Chcę wrócić do domu! Do Polski… ― spojrzałam na jego zatroskaną twarz.
― Dobrze córciu… ― odezwał się po chwili ciszy. ― Skoro tego chcesz… ― tata opuścił salę, a ja odliczałam już godziny do momentu, kiedy opuszczę to miejsce.
Z Londynu wyjechaliśmy trzy dni później… Tata nieźle musiał się napracować, by mnie tak szybko wypisali. Na szczęście guz, który mi usunęli okazał się czymś na kształt krwiaka i był Łagody, co ułatwiło tacie sprawę. Leczenie mogłam dokończyć w Polsce, co w tym momencie bardzo mi odpowiadało i nic już nie stało mi na przeszkodzie, by wyjechać stąd… O moim wyjeździe wiedziały tylko dziewczyny… Nie chciałam kolejny raz sprawiać zawodu Maxowi, dlatego zadzwoniłam do niego, gdy wsiadałam do samolotu. Chłopak zrozumiał mnie i nie próbował w żaden sposób zmienić mojej decyzji. Obiecał też wyjaśnić wszystko pozostałym, na co ja już nie miałam odwagi…  Bolało mnie, że musiałam ich opuszczać… Moich jedynych przyjaciół… W końcu to dzięki nim poczułam się, jak w rodzinie, którą kiedyś straciłam… I którą właśnie odzyskałam… Uśmiechnęłam się wchodząc do domu i przypominając sobie, każdą chwilę spędzoną z chłopakami i rodzicami… Miałam nadzieję, że teraz wszystko się ułoży i choć w małym stopniu będę żyła normalnie… Ale moja nadzieja nie przetrwała długo… Opuszczała mnie, z każdą kolejną nocą pełną bolesnych wspomnień i tęsknoty… Z każdym kolejnym dniem samotności i fizycznego bólu związanego z leczeniem… Moje życie sprowadzało się do nieprzespanych nocy, podczas których tęskniłam za przyjaciółmi i wyblakłych dni, które odbierały mi wszystko… Każdy z nich zaczynał i kończył się tak samo. Najpierw zastrzyk w miejsce usuniętego jajnika, a następnie przesiadywanie w ogrodzie do wieczora. Nawet nie wiem, co było gorsze… ten fizyczny ból podczas zastrzyku, czy ten psychiczny, który nie opuszczał mnie i odebrał mi nadzieję… Codziennie… Nieprzerwanie… Nieustannie moje myśli za dnia krążyły wokół JEGO! Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd… Czym zasłużyłam sobie na takie cierpienie… Nie mogłam zrozumieć, co teraz do niego czuję… Czy dalej Go Kocham? Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Wiedziałam jedynie, że mnie zranił… Że stałam się słabsza, a zarazem silniejsza… Że to, co przeszłam po operacji w pewnym sensie wzmocniło mnie…
― Aniu… Minęły już dwa miesiące… ― odezwał się tata, gdy wychodziliśmy z kliniki w ostatni dzień mojego leczenia. ― Wiem, że za nimi tęsknisz… Dlatego kupiłem dom w Londynie… Czekałem tylko z tym, aż przestaniesz przyjmować leki… ― spojrzał niepewnie na mnie. ― Możemy teraz w każdej chwili się tam przenieść…
― Chcesz to zrobić dla mnie?! ― raptownie zatrzymałam się.
― Teraz Twój dom jest tam… Wśród Twoich przyjaciół… A ja chcę być przy Tobie… ― przytuliłam tatę najmocniej, jak umiałam.
― Dziękuję… ― szepnęłam.
Pierwszy raz od tych dwóch miesięcy samotności, zrodziły się we mnie pozytywne emocje. Czułam radość na myśl, że znowu zobaczę osoby, które są dla mnie najważniejsze.  Czułam, że odradzam się! Przez kolejny tydzień, podczas którego tata załatwiał sprawy ze swoją firmą, a ja pakowałam nas, tryskałam energią! To było coś nowego! Stałam się zupełnie kimś innym. Przynajmniej tak mi się wydawało… Ale tak naprawdę wróciłam do dawnej siebie! Byłam pewna siebie, nie zwracałam uwagi na to, co mówią inni… Byłam tą dziewczyną z lotniska, sprzed pięciu miesięcy, która miała zacząć nowe życie! I tak właśnie teraz było… Zaczynałam nowy rozdział mojego życia, co przywróciło mi wiarę… Wiarę, dzięki której stałam teraz przed nowym domem, czekając na przyjazd Oli, Moniki i Maxa! To było Niesamowite, móc ich przytulić, czy chociażby zobaczyć! To jak kolejna i jedyna szansa by znów być szczęśliwą…
― Nie mogę uwierzyć, że w końcu wróciłaś! Tęskniłem! ― Max objął mnie ramieniem, gdy siedzieliśmy w salonie.
― Ja też się cieszę, że jestem tu z Wami… ― uśmiechnęłam się. ― Ale gdzie są pozostali…? ― zadałam nurtujące mnie pytanie.
― Napisałam do Sivy, że mamy dla nich niespodziankę i żeby przyjechali pod ten adres… Niedługo powinni być, bo pojechali na przymiarkę trzy godziny temu… ― odezwała się Ola.
Gdy blondynka skończyła mówić, rozległ się dzwonek domofonu… Spojrzałam porozumiewawczo na pozostałych i poszłam podnieść słuchawkę. Okazało się, że to pizza, którą wcześniej zamówiliśmy. Ruszyłam przed dom i otworzyłam furtkę, spoglądając na wysokiego dostawce… Blondyn uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko… Nie wiem dlaczego, ale odwzajemniłam ten gest… Oczywiście w żadnym wypadku nie chciałam się wiązać! To był impuls… Chłopak wyciągnął z tylnej kieszeni, swoich niskich spodni, długopis i dopisał coś na rachunku, który po chwili mi wręczył… Spojrzałam na papier i ujrzałam schludny napis: „555-555-555 George xD”. Podniosłam wzrok na George’a i posłałam mu uśmiech, na co chłopak przybliżył się, kładąc swoją dłoń na moim biodrze… To trwało dosłownie sekundę… Nie zdążyłam nawet zareagować! Zrobił to za mnie Nathan, który podbiegł do blondyna i odepchnął ode mnie, uderzając w twarz…
― Trzymaj się od niej z daleka! ― wydarł się na George’a.
Nath wyglądał dokładnie tak samo, jak Go sobie zapamiętałam… Ale jego widok nie wywołał u mnie żadnych emocji… Myślałam, że gdy Go zobaczę poczuję coś… Cokolwiek… Myliłam się…
― Co Ty wyprawiasz?! ― krzyknęłam w stronę Nathana.
― Nie jesteś taka! To wszystko przeze mnie! ― złapał mnie za ramiona, a ja patrzyłam na niego ogłupiała. ― Wiem, że Cię skrzywdziłem… Wiem, że nie zasługuję na Ciebie… Ale będę walczył o nas! O Ciebie! Kocham Cię!
― To niczego nie zmienia… ― spojrzałam mi w oczy, a następnie wyrwałam się z jego uścisku i  pobiegłam do mojego pokoju.
Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi… Nie płakałam… Moje łzy już dawno wyschły… Skończyły się… Poczułam czyjąś dłoń na moim kolanie i spojrzałam na osobę klęczącą przede mną…
― Nath ma rację… Nie jesteś taka… ― odezwał się Tom. ― Rozumiem Cię… Zawiodłaś się na facetach… Ale nie mogę dłużej być w cieniu… Nie mogę patrzeć, jak jesteś z innymi… Do tej pory znosiłem to, bo byłaś z moim przyjacielem… Wiedziałem, że jesteś szczęśliwa… I to mi wystarczało… Nie chciałem wszystkiego niszczyć, bo wiem, że Go Kochasz… Ale teraz… Więcej tego nie wytrzymam! Chcę żebyś wiedziała… Kocham Cię! Kocham całą moją duszą, która z utęsknieniem chce być, jak najbliżej Ciebie! Te dwa miesiące… To był koszmar! Trzymałem się tylko po to, by chłopaki się nie zorientowali… Ale tak naprawdę, w środku umierałem… Każdy dzień, kiedy nie mogłem Cię zobaczyć, poczuć Twojego zapachu, marząc o Twoim dotyku, rozrywał moje serce na miliony kawałeczków, które dopiero dziś, gdy Cię ponownie ujrzałem powróciły na swoje miejsce, a moje serce na nowo zaczęło bić… ― Tom położył swoją dłoń na moim policzku, wplatając delikatnie palce w moje włosy. ― Aniu… Kocham Cię!

_________________________
No jest nareszcie rozdział ufff...
Mam nadzieję, że choć troszkę się spodoba ;P
Najmocniej przepraszam ale nie miałam jak w tygodniu pisać, a w weekend mnie nie było ;D A to za sprawą tego iż byłam u Oli!!!!! Bardziej znanej jako Nemezis ;) Aaaaaaaaa!!!!!!! Spotkałam się z nią!!! Jest najwspanialszą osobą pod słońcem!!! I właśnie dla niej jest ten oto rozdział, na który czekała z jednego istotnego powodu hehe ;D Kocham Cię Olu ;*****
Dziękuję Wszystkim za to, że jesteście ze mną :) i mnie wspieracie, co jest dla mnie bardzo ważne ;****
Kocham Was ;****

czwartek, 4 października 2012

Rozdział 36


Rano obudziłam się z poczuciem, że ten sen był koszmarny… Ale zaraz… Była jeszcze noc… Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się obecnie znajdowałam, robiąc głęboki wdech… Poczułam przerażający ból w klatce piersiowej, który odbierał mi nawet najmniejszą cząsteczkę powietrza z moich płuc. Zaczęłam poważnie panikować, nie mogąc złapać żadnego oddechu, a cała aparatura umieszczona w sali oszalała. Moje oczy zaczęły zachodzić łzami, gdy do pokoju wbiegła zaalarmowana pielęgniarka, która widząc, że jestem przytomna, zawołała lekarza.
― Proszę oddychać spokojnie… Niech Pani zacznie od krótkich, płytkich oddechów… ― zwrócił się do mnie doktor Forbs spokojnym głosem.
Wykonałam jego polecenie, powoli uspokajając  się i kontrolując swój oddech. Nadal bałam się wziąć pełny wdech… Bałam się, że znowu poczuję się, jakby ktoś mnie dusił, a ja nie mogłam nic z tym zrobić… Po kilku minutach doszłam do siebie. Ale ten ból w klatce piersiowej przytłaczał moje ciało, próbując pozbawić mnie powietrza…
― Proszę się nie denerwować… ― mężczyzna zaczął mi świecić malutką latareczką po oczach.
― Boli… ― wychrypiałam łapiąc się za pierś.
― To normalne w tym przypadku. ― wyjaśnił lekarz. ― Musieliśmy Panią defibrylować… ― spojrzałam z przerażeniem na lekarza. ― Wszystko jest już pod kontrolą… A ból zniknie w ciągu kilku najbliższych dni. Proszę teraz spróbować zasnąć…
Kiwnęłam głową, a służba medyczna opuściła moją salę. Czyli to była prawda… Miałam operację… Operację, podczas której omal nie zmarłam! Te myśli niedawany mi spokoju… Byłam przekonana, że dzisiejszej nocy nie zmrużę nawet oczu… Że nie zdołam zasnąć wiedząc, że zaledwie kilkanaście godzin wcześniej mogłam opuścić ten świat i zostawić samych na nim moich bliskich… Ostatnio zbyt często się mylę, w zbyt wielu sprawach… I tym razem także się myliłam… Nie wiem, czy mój umysł był już zmęczony, czy to efekt środków znieczulających… Ale po niespełna godzinie zasnęłam.
Rano… Tym razem na pewno rano, obudziłam się skołowana. Przez moją głowę przechodziło tysiące pytań, które w nocy nie dawały mi spokoju. Jak mam teraz żyć…? Co mam teraz zrobić…? Co z Nathanem…? I wiele innych, pośrednio sprowadzających się do tych trzech pytań. Krążyły one w moich myślach, a ja nie znałam na żadne z nich odpowiedzi… Moje kiełkujące dopiero rozmyślenia przerwał w zarodku dźwięk otwieranych drzwi, za którymi ujrzałam Olę. Dziewczyna na moment zatrzymała się zszokowana moim widokiem. Po chwili podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję…
― Auuuć! ― syknęłam, a blondynka odsunęła się ode mnie.
― Przepraszam… ― przytuliła mnie jeszcze raz delikatnie. ― Ale tak bardzo się cieszę, że obudziłaś się… Bałam… Baliśmy się o Ciebie!
Oderwałyśmy się od siebie w momencie, gdy do sali wszedł ktoś jeszcze… Tata widząc mnie przytomną, odstawił kubek z kawą na stolik i ruszył w moją stronę. Usiadł na brzegu łóżka i wziął mnie w ramiona…
― Wiedziałem, że dasz sobie radę… ― szepnął.
Siedzieliśmy tak w ciszy, podczas której Ola zadzwoniła do Moniki i Toma, a następnie wróciła do nas. Nim się obejrzałam do pokoju wpadli moi przyjaciele i podobnie, jak wcześniej Ola, rzucili się na mnie…
― Masz mi nigdy więcej tego nie robić! ― ściskała mnie Monika.
Zabawne… Te same słowa powiedziałam do Natha… Przed oczami przeleciała mi scena bardzo podobna do tej… Miała tylko jeden mały szczegół, który ją różnił od tej chwili… To ja wtedy siedziałam na brzegu szpitalnego łóżka, pilnując każdego ruchu Nathana… Potrząsnęłam głowa i odpędziłam od siebie bolesne wspomnienia, wracając do rzeczywistości… Do osób, którym na mnie zależy… Do osób, które zaczęły mi zadawać masę pytań o to, jak się czuję i czy na pewno wszystko jest dobrze… Byli wspaniali… Czułam, że jestem komuś potrzebna. To uczucie przerwał jednak strach… Niespodziewanie do sali weszli… Max, Jay i Siva?! Co oni tu robili?! Spojrzałam z wyrzutem na moich przyjaciół, którzy obiecali milczenie…
― Nic im nie powiedzieliśmy! ― odezwali się chórem.
Spojrzałam pytająco na trójkę, która właśnie przybyła…
― Pytanie raczej brzmi, dlaczego TY nam tego nie powiedziałaś?! ― Max był zdenerwowany. ― Jak mogłaś coś takiego ukryć przede mną?! ― bolało Go to, ale mnie bardziej.
― Max, ja… ― zaczęłam. ― Nie chciałam, żebyś się znowu o mnie martwił… Wystarczająco dużo już dla mnie zrobiłeś… Ciężko mi było wiedząc, co oni musieli przeżywać… ― wskazałam głową Monikę, Toma i Olę. ― Nie zniosłabym myśli, że Ty także cierpisz z mojego powodu… ― chłopak podszedł bliżej mnie. ― Kocham Cię, jak brata… ― szepnęłam, a Max przytulił mnie.
― Ja też Cię Kocham, jak siostrę… ― odpowiedział.
Nastała cisza, która krepowała mnie… Wszyscy patrzyli na mnie i Maxa, co bardzo mnie peszyło…
― Ale, jak się dowiedzieliście? ― zapytała Ola, gdy Max się ode mnie odsunął.
― Już wcześniej coś nam nie grało… ― odezwał się Jay. ― A dziś, kiedy Monika i Tom tak szybko wybiegli, pojechaliśmy za nimi… Lekarz nam wszystko powiedział… ― chłopak spojrzał blado na mnie.
― Ale jak… ― spytał Max.
― Tak po prostu musiało być… ― przerwałam mu, spuszczając głowę.
Nikt już nie zadawał pytań.
― Mam do Was prośbę… ― szepnęłam, przerywając ciszę.
― Co tylko zechcesz! ― Max chwycił mój podbródek, podnosząc moją głowę.
― Musicie mi obiecać, że Nathan się nie dowie! ― spojrzałam chłopakowi w oczy.
― Ania… ― zaczął zakłopotany.
― Czego mam się nie dowiedzieć?! ― usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos i zobaczyłam Nathana, zbliżającego się do mojego łóżka.
Serce zaczęło mi mocniej walić na jego widok, a monitor po prawej stronie doskonale to odzwierciedlał.
― Bo ja do niego zadzwoniłem, gdy tu dojechaliśmy… ― dokończył Max.
― Czego nie chcesz mi powiedzieć?! ― Nathan ciągle mi się przyglądał. ― Dlaczego tutaj jesteś? Czy z dzieckiem wszystko w porządku?
― Nie musisz się niczym przejmować… ― głos mi się łamał. ― Z dzieckiem… Z dzieckiem wszystko dobrze… ― odwróciłam głowę.
― Nie wierzę… ― szepnął. ― Nigdy nie umiałaś kłamać…
Próbowałam być twarda, ale…
― Ania, powiedz mu! ― Ola nie wytrzymała już. ― Powinien znać prawdę!
― Nie! ― głos odmawiał mi posłuszeństwa, ale wmawiałam sobie, ze to było najlepsze rozwiązanie.
― Powinnaś z nim porozmawiać… ― włączył się w to Tom.
― Powiedz, albo ja to zrobię! Nie możesz tego wiecznie ukrywać! ― Monika stanęła po stronie Oli.
Zrezygnowałam… Nie miałam szans. I tak dowie się… Jeśli nie ode mnie, to od nich…
― Nie jestem i nigdy nie byłam w ciąży! ― spojrzałam na Nathana. ― Właśnie usunęli mi prawy jajnik…
Chłopak nie okazywał żadnych emocji. Stał tak i wpatrywał się we mnie sparaliżowany… W pewnym momencie odwrócił się i chciał wyjść… Osłupiałam…
― Nathan! Do cholery jasnej zostań! ― wydarłam się.
Brunet zatrzymał się i odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok… Był pełen bólu…
― Nie powinienem w ogóle przychodzić… ― odezwał się, a ja byłam bliska płaczu. ― Nie zasługuje na taka osobę, którą jesteś… Nie jestem godny uczucia, którym mnie darzysz… ― czułam jego cierpienie.
― Co Ty znowu pieprzysz?! ― Max poderwał się na równe nogi.
― Ja ją zdradziłem! ― krzyknął.
Wszyscy zamilkli… Nie docierały do mnie te słowa… Nie dopuszczałam ich do siebie…
― Zdradziłem Cię… ― szepnął. Wtedy, jak usłyszałem, że jesteś w ciąży, a raczej tak myślałaś, przestałem myśleć racjonalnie… Byłem wściekły! Poszedłem do baru… ― zamilkł. ― Dopiero potem dotarło do mnie, że to miało być JEGO dziecko! Ale było już za późno… A teraz, gdy wiem, co przeszłaś utwierdziłem się w przekonaniu, że nie zasługuję na Ciebie… To, że Kocham Cię całym sobą, nie ma już znaczenia… Bo wiem, że nie wybaczysz mi tego… ― urwał.
― Ty gnoju! ―  Tom podbiegł do niego, wymierzając mu lewy sierpowy, po którym Nath upadł na podłogę.
Max musiał siłą rozdzielić ich zanim do sali przyjdzie pielęgniarka lub co gorsza lekarz. Chłopak odciągnął Toma w kierunku Jaya i Sivy, a sam podszedł do Natha i podła mu dłoń. Max pomógł mu wstać… Lecz, gdy tylko chłopak stanął na własne nogi, Max ponownie uderzył Go z całej siły, zostawiając Go na środku sali… Przyglądałam się temu, jakbym była zupełnie kimś innym… Jakby to nie dotyczyło mnie… Ku mojemu zdziwieniu, moje oczy wyschły, zamiast wydobyć z siebie wodospad łez… Bicie mojego serca nie zmieniło prędkości… Nie czułam NIC! Wszystkie moje uczucia, i te dobre i te złe, związane z Nathanem uleciały… To, co zrobił zniszczyło moją miłość do niego…

________________________
Oto rozdział ;D
Bez nienawiści proszę ;P
Dziś krótko i zwięźle ;)
Witam na moim blogu nową osobę: Furioussy ;) Cieszę się niezmiernie, że moje opowiadane spodobało Ci się i mam nadzieję, że jeszcze wrócisz tu :D
Moje Kochane, po raz setny, a nawet tysięczny dziękuję Wam!!! Ale nic na to nie poradzę, że co ja dodaje rozdział to Wy w tym czasie obdarowujecie mnie wspaniałymi komentarzami, ogromną ilością wejść (ponad 15 300 !) i niebotyczną ilością obserwujących (44 !!! o.O !!!) Jestem zaszczycona, że jesteście ciągle ze mną i mnie tak wspieracie ;)
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ WAM :******

Kocham Was ;****